sobota, 26 października 2013

#2

- Nie żartuj sobie ze mnie, nigdy nie byłaś poza Polską? – prychnął, spoglądając na mnie znad kubka gorącej kawy. Podczas gdy ja chłodzę się Kroplą Beskidu z cytryną, ten pije sobie wrzątek. Człowiek-zaprzeczenie.
- Ale ja nie żartuję… - westchnęłam, po raz kolejny tego dnia.
Regularnie, od jakiegoś tygodnia, każde popołudnie spędzam z Tajemniczym. Ciąga mnie po kawiarniach, pubach, czasem zahaczamy o moje gniazdko, jeśli spotkanie się przeciągnie. Sama nie wiem, co robię, ale Iza mnie olewa, cały czas szukam pracy – bezowocnie, więc co lepszego mam do roboty? Jak się okazało, Niebieski nie jest taki nieogarnięty w mieście, jak zdawało mi się pierwszego wieczoru. Jego… dezorientacja w terenie była wynikiem alkoholu. Norma.
Tajemniczy jest na swój sposób czarujący, zawsze przychodzi po mnie w ciemnych okularach albo czapce z daszkiem, mówiąc, że nie lubi słońca. Podczas gdy ja zastanawiam się, czy mogę wyjść w ten upał na ulicę w bikini, on potrafi założyć bluzę. Męczy się, ale nie przyznaje do tego.
- No to na co czekasz, jedźmy gdzieś. Praca nie zając, nie ucieknie – zachichotał, wycierając usta serwetką.
- Co ty już kombinujesz, co? – mruknęłam, sięgając po portfel.
- Chowaj to, niewdzięczna niewiasto. Przeze mnie wywalili cię z roboty, i nie zaprzeczaj – dodał od razu, widząc moją minę. – To może chociaż dasz się wyciągnąć na jakiś basen, co? Gorąco tu trochę…
- A co, chcesz mnie zobaczyć w negliżu, hm? – parsknęłam, wstając od stolika. Nachalna kelnerka, nastolatka dorabiająca na wakacjach w kawiarni, od razu do nas podbiegła i zrobiła maślane oczka w stronę Niebieskiego.
- Wychodzicie już państwo? – zapiszczała słodkim głosem, obciągając bluzkę i ukazując piersi w staniku o dwa rozmiary za dużym.
- Tak, wychodzimy. – Uśmiechnęłam się zjadliwie w jej stronę i wymaszerowałam z lokalu, nie patrząc, czy szatyn idzie za mną.
- Poczekaj, złośnico! – Usłyszałam za sobą śmiech, i zaraz gigant był przy mnie. – Co cię ugryzło? Starała się być miła, to jej praca… - zaczął snuć niezwykle fascynujący wywód na temat tego, jak ważne jest respektowanie młodych osób podejmujących się dorywczej pracy.
- Idziemy na ten basen, czy nie? Muszę wziąć strój z domu – mruknęłam, patrząc na rozkład komunikacji miejskiej. Świetnie, siedemnaście minut na pełnym słońcu, tego mi brakowało.
- Pojedziemy moim, nie będziesz się smażyć w tramwaju, mała. – Sprzedał mi kuksańca w bok i z bananem na ustach powędrował w stronę podziemnego parkingu.
- Jakiś ty troskliwy! – prychnęłam, zakładając ciemne okulary na nos.
Posłusznie szłam wzdłuż rzędu różnorakich aut, kiedy w końcu zatrzymał się przy jednym z nich, a ja, zapatrzywszy się w ogrom czarnego, matowego BMW X5, z przyciemnianymi szybami i jasną skórzaną tapicerką w środku – moje marzenie, wpadłam na Niebieskiego.
- Nie zaśliń mi się tylko – zaśmiał się, otwierając mi drzwi od strony pasażera.
- Bardzo śmieszne… - wymruczałam, gładząc deskę rozdzielczą.
- Nie wspominałaś nic o miłości do motoryzacji – rzucił, zapuszczając silnik. Fala przyjemnego, chłodnego powietrza od razu ukoiła moje rozgrzane od słońca ciało. Cudo!
- Bo się nią nie interesuję, ojciec zaraził mnie mimowolnie… - Uśmiechnęłam się na wspomnienie przesiadywania godzinami w garażu, nad różnorakimi pismami motoryzacyjnymi. – Ale później już tak nie było – wyszeptałam, mając nadzieję, że nie usłyszy moich słów przez głośne AC/DC płynące z głośników. – Ale X5tka jest moim marzeniem, wiesz? – dodałam, już głośniej.
- Masz plastik? – Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Nie mam – warknęłam, wtapiając się w fotel.
- Tatuś nie nauczył córusi prowadzić? No weeeeź!
- Mówiłam ci już, nie mam… dobrych kontaktów z rodzicami, odkąd odmówiłam pracy w firmie ojca. Nawet na święta ich nie odwiedzam, odkąd „poszłam na studia” – zrobiłam cudzysłów palcami.
- Okej, nie ciągnę już za język. Wysiadka, księżniczko. – Zgasił silnik i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Nie wchodzisz na górę? – zdziwiłam się, zawsze, notorycznie uwielbiał wpraszać się do mojego królestwa.
- Skoro zapraszasz! – Wyszczerzył się, w mgnieniu oka wysiadając z auta.
Jako, że na basenie byłam wieki temu, skompletowanie zawartości torby trochę mi zajęło. W tym czasie Tajemniczy przejrzał moją lodówkę, wywalił połowę jej zawartości, stwierdził, że źle się odżywiam i że on się za mnie weźmie, wyniósł śmieci – przecież nie moja wina, że nigdy nie mam czasu, i trochę się nazbierało plastikowych butelek…
- Gotowa?
- Tak, jeszcze tylko szampon – rzuciłam w biegu do łazienki.
Mimo popołudniowych korków, na pływalnię dotarliśmy w rekordowym tempie. Przejrzałam się w szatniowym lustrze i stwierdziłam, że nie jest ze mną tak źle… szczególnie z prawdziwym wielorybem w tle.
- No cześć! – Wyszczerzyłam się do Niebieskiego, który na mnie czekał.
- Hej, maleńka – powiedział głosem macho, na co obydwoje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
Popołudnia z Niebieskim zawsze przynosiły dużo zabawy, rozmów i dobrze spędzonego czasu. Trudno uwierzyć, jak wielu rzeczy można dowiedzieć się o drugim człowieku, praktycznie go nie znając. Tak, jestem niecierpliwa i chcę wiedzieć, kim on do cholery jest, ale szanuję jego prywatność. W końcu ma X5tkę i podwiózł mnie do domu.
Po basenie zjedliśmy obiad, wybierając dla odmiany restaurację, zamiast fast foodów. Ku uciesze szatyna, zamówiłam sałatkę gyros.
- Brawo, uczysz się, mała! – Wyszczerzył się, zajadając ogromną porcję mięsa z warzywami.
- Nie chcę nic mówić, ale tak nalegasz na zdrowe jedzenie, a co z alkoholem? Tego też sobie przecież nie szczędzisz, na jedno wychodzi! – fuknęłam, grzebiąc widelcem w talerzu.
- Nie marudź, jestem facetem. – Uśmiechnął się tylko.
- Facetem, którego imienia nawet nie znam, a z którym szlajam się od dłuższego czasu, i któremu pozwalam za siebie płacić, czuję się jak dziwka – mruknęłam, wyjadając samą sałatę.
- O, tu cię boli. Dobrze, to… będę po ciebie jutro, koło 19, pojedziemy do mnie tym razem. – Uniósł brwi, czekając na moją reakcję.
- Nie no, wiesz, to nie tak… - zmieszałam się, nie chciałam go sprowokować. – Nie przeszkadza mi to aż tak bardzo, jeśli nie chcesz mówić, to nie musisz…
- Daj spokój! – Machnął lekceważąco ręką. – Dawno chciałem to zrobić, ale zawsze lądowaliśmy upici u ciebie, a rano musiałem wracać do pracy. Teraz mam trochę czasu, to zmienia postać rzeczy. Jutro, punkt 19. Bądź gotowa. A teraz zajadaj, bo trzeba będzie się zbierać. – Zerknął na zegarek wiszący na ścianie, który wskazywał grubo po jedenastej wieczorem.
***
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia o pracę… - mówię miłym głosem do słuchawki, czekając na odpowiedź.
- A, tak, dziękujemy, nieaktualne. – Trzask.
I tak od rana. A już 17. Zamknęłam laptopa, spakowałam go do torby i schowałam do szafy. Następny tydzień bez zamartwiania się o robotę, o tak!
Były szefunio zaszczycił mnie podwojoną ostatnią pensją, więc opłaciłam zaległe rachunki i wyliczyłam, że jeśli nie będę jadła, nie dość, że schudnę, to będzie mnie stać na opłaty w przyszłym miesiącu. Cudownie!
Dorosłe życie ssie. Nawet nie mogę zwrócić się o pomoc do mamy, bo ta zaraz poleci do ojca i ściągną mnie do siebie. A tego nie chcę na pewno. Najwyżej zwalę się na głowę Izie, w końcu to jej wina. Albo przynajmniej mogę ją przekonać, że to przez nią wywalili mnie z roboty.
Z westchnieniem wstałam z kanapy, zmyłam naczynia i wskoczyłam pod prysznic. Ziewając, wstawiłam wodę na kawę. Byłam w środku suszenia niesfornych, czarnych, wiecznie poplątanych włosów, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.
- O, już jesteś… będziesz musiał poczekać, i zrób mi kawę, a ja się szybko zbieram. – Wpuściłam Niebieskiego do mieszkania, a sama wróciłam do łazienki.
Upalne wrześniowe dni się skończyły, a na ich miejsce wskoczyła typowo jesienna pogoda – niby słońce, ale wieczorem zimno. Włożyłam na siebie ciemne jeansy, jakąś bluzkę i sweterek, a na nogi powędrowały wygodne baletki. Przepakowując torebkę z uśmiechem stwierdziłam, że w minionym tygodniu nie miałam czasu tknąć papierosów – mimo wszystko zapakowałam napoczętą paczkę Marlboro do obszernego czarnego shoppera.
- No, gotowa. – Uśmiechnęłam się na widok kawy z mlekiem, czekającej na mnie na stole. – Dziękuję!
- Szybko ci poszło, zdążymy jeszcze na zakupy – ucieszył się szatyn, rozglądając ciekawie po mieszkaniu.
- No przecież nie jesteś tu pierwszy raz… - Wywróciłam oczami, za co zaraz dostałam kuksańca w bok, omal nie wylewając na siebie kawy. – Uważaj! To moje ostatnie czyste jeansy, nie miałam czasu zrobić prania, bo cały dzień dzwoniłam w sprawie pracy – przyznałam, oglądając swoje paznokcie, które nie były w najlepszym stanie.
- I co, masz coś na oku? Jakaś rozmowa, cokolwiek? – Spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi.
- Wszystko nieaktualne, albo mają już upatrzonych kandydatów… - Westchnęłam z jękiem.
- Nie martw się, głowa do góry. Na pewno coś znajdziesz, mała – pocieszył mnie, wstając od stołu. – Zbieraj się, dziś nie czas na zamartwianie się robotą!
Ku mojemu zdziwieniu, wyjechaliśmy z Katowic, a reszty trasy nie znałam, jako że z Kato wyjeżdżałam tylko do domu. Kiedyś, teraz już cały czas siedziałam w mieście. Z wrodzonej ciekawości przejrzałam płyty Niebieskiego, zapuszczając Melę Koteluk w głośniki.
- Nie spodziewałabym się po tobie… - zaśmiałam się, poprawiając w fotelu.
- No, już prawie na miejscu – zignorował mój przytyk, skręcając z ulicy głównej na jakieś osiedle. Nie orientowałam się, w jakim mieście jestem, miałam nadzieję, że nie porywa mnie do jakiegoś domku na odludziu, jak w horrorach. – Witaj w Żorach, nieznajoma! – Z uśmiechem otworzył mi drzwi i podał rękę, pomagając wysiąść, jak prawdziwy gentleman.
- W Żorach? To codziennie jechałeś do mnie taki kawał drogi? – Zrobiłam wielkie oczy, rozglądając się wokół. Dopiero teraz zauważyłam, że cały teren ogrodzony jest wysoką siatką, a przy każdym wejściu stoi budka ochroniarzy. – No widzę, że nieźle ci się powodzi, wybawco niewiast w opałach – mruknęłam, zabierając swoje rzeczy z auta.
- Nie jęcz, tylko powiedz mi w końcu, jak masz na imię, a ja ci powiem swoje. – Tupnął nogą jak małe dziecko.
- Pff… Zuza Konopka, miło mi. – Dygnęłam, podając mu dłoń.
- Michał Kubiak, Zuziu. – Uśmiechnął się cwaniacko, czekając na moją reakcję. Spojrzałam na niego pytająco.
- Mam bić ci pokłony, czy co? – sarknęłam, wymijając go. Otworzył usta ze zdziwienia i ruszył za mną.
- Nigdzie nie słyszałaś mojego nazwiska? – mruknął, otwierając drzwi do klatki.
- Nie, psze pana. Przepraszam, że cię nie znam.
- O, no to jak tak… - Puścił mnie przodem.
Wspinanie się na trzecie piętro minęło w milczeniu, każde z nas zastanawiało się nad czym innym. Niby skąd miałam go znać? Seriale oglądam tylko online, telewizji nie posiadam, ani nie palę się do jej oglądania… Polska polityka skutecznie mnie od tego odciąga. I jaka Zuziu, ostatnio ktoś tak do mnie powiedział w przedszkolu. Bo już w podstawówce za coś takiego można było dostać w mordę, szczególnie, jeśli zwrócił się do mnie tak chłopak.
- Tutaj. – Przystanął przed drzwiami z numerem siódmym, odkluczył obydwa zamki i puścił mnie przodem.
Ledwie przekroczyłam próg mieszkania, a poczułam słodki zapach wanilii i cynamonu. Uśmiechnęłam się, zdjęłam sweterek i podciągnęłam wiecznie spadające jeansy. Michał zapalił światła w salonie i kuchni, i bez żadnego uprzedzenia zajrzał do piekarnika.
- Nie mam dobrych wiadomości… - Przewiesił sobie ścierkę przez ramię i spojrzał na mnie ze skrzywioną miną. – Spaliłem kurczaka, ale możemy coś zamówić. Za długo się zbierałaś! – Wytknął mi język i włączył muzykę.
- Ojej, trzeba było powiedzieć, że planujesz jakieś jedzonko! Zaraz bym się pośpieszyła… Trudno.
- Zuza, a może ja po prostu zrobię frytki? – Potarł dłonią czoło, spoglądając na mnie.
- Cokolwiek, byle szybko, bo umieram z głodu. – Wyszczerzyłam ząbki, wskakując na kanapę w centralnej części pokoju.
Przy niej stał mały szklany stolik, a po bokach dwa bycze fotele. Naprzeciw ogromny telewizor, a pod nim półka z grami, jak zgadywałam, na konsolę.
- Oprowadzę się sama – rzuciłam, poprawiając poduszkę.
W korytarzu stała półka pełna medali i pucharów, podświetlona od dołu. Podeszłam do niej i przyglądałam się ze ściągniętymi brwiami wszystkim nagrodom. Reprezentacja Polski, Plus Liga… Pacnęłam się w czoło dokładnie w momencie, gdy Kubiak przydreptał za mną.
- To dlatego nie chciałeś, żeby ktoś cię rozpoznał na ulicy, prawda? – warknęłam, patrząc na niego z mordem w oczach.
- Nie złość się, gdyby jakaś laska mnie rozpoznała, nie dałaby nam spokoju. A ja chciałem tylko normalności, zwykłej znajomości, bez fleszy i plotek na ciacha.net, Zuza… - Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, podchodząc bliżej.
- Trzeba było powiedzieć, że nie chcesz się ze mną pokazywać, i tyle. Po co ciągnąłeś mnie taki kawał drogi, żeby powiedzieć mi, że jesteś jakimś tam siatkarzykiem i wstydziłeś się pokazać ze zwyczajną dziewczyną na ulicy?! – Było mi przykro. A co za tym idzie, byłam na niego wściekła. Czułam, jak na policzki wypływają rumieńce złości, a ręce drżą od emocji. Dawno nikt mnie nie wyprowadził z równowagi.
- Boże, kobiety… - Potarł kark. – Czy wy zawsze musicie na odwrót? – Westchnąwszy, złapał mnie za trzęsące się ręce i z uśmiechem spojrzał w oczy. – Nie wstydzę się ciebie, ale chcę, żebyś miała jakieś normalne życie, bez dziennikarzy wkoło siebie. Żebyś mogła wyjść na miasto, będąc nierozpoznawalna, jak dotąd. Ja takiego przywileju nie mam, niestety… Dlatego chciałem cię, no, uchronić przed mniej przyjemnymi konsekwencjami bycia jakimś tam siatkarzykiem. – Puścił mi perskie oko.
- Czyli się mnie nie wstydzisz, i to nie dlatego, że jestem gruba i brzydka? – Zmarszczyłam nos, lekko się uśmiechając.
- Nie, mała, nie dlatego – zaśmiał się, otwierając drzwi po lewej. – A tu mam najbardziej wypasioną na świecie sypialnię!
Rzeczywiście, ogromne łóżko robiło wrażenie. Widać było, że sam nie urządzał mieszkania – świadczyły o tym chociażby świeczki na komodzie stojącej pod ścianą i ramki ze zdjęciami. Po prawo od drzwi była szafa, z której wysypywały się zmięte koszulki, a na stelażu poprzewieszane były bluzy. No tak, typowe. Obok okna stał regał z książkami.
- Łóżko to masz jak dla trzech takich wielkoludów, jak ty. – Wyszczerzyłam się, patrząc na Michała.
- Duży jestem, nic na to nie poradzę – wzruszył ramionami i wyszedł na korytarz. – No, jest jeszcze łazienka, i to tyle… - Otworzył kolejne drzwi.
- To tyle, co z tymi frytkami? – Spojrzałam na niego, ściągając brwi.
- Kuuurwa, no! – W te pędy poleciał do kuchni, a ja rozejrzałam się po wnętrzu.
Biało-czarne płytki na ścianach, prysznic, ogromna wanna, toaleta, umywalka ze sporym lustrem i szafka. To tyle.
- Frytki żyją?!
- No nawet, masz takie jak w KFC, podano do stołu.
Pieczone ziemniaki z toną sosu, a do tego czerwone wino, oryginalnie, nie ma co. Zostałam uraczona opowieścią, jak to zaczęła się jego miłość do siatkówki, od plażówki do tej „tradycyjnej”. W zamian uraczyłam go pełną wersją historii mego żywota, której, o dziwo, wysłuchał z zaciekawieniem.
- Więc teraz gratuluje, że nie zasnąłeś, a ja… - Ziewnęłam, przeciągając zdrętwiałe mięśnie. – Będę się zbierać. Widzisz, można było powiedzieć, kim się jest? Można. – Uśmiechnęłam się, patrząc na niego z dezaprobatą.
- Oj, będziesz mi teraz ciągle to wypominać?
E-e, Kubiak, na mnie mina szczeniaka nie działa.
- Chyba pomyliłeś adresy, na mnie słodkie oczka wrażenia nie robią. – Dałam mu pstryczka w nos, za co zaraz zaczął mnie łaskotać. Wypity alkohol dał o sobie znać, zrobiło mi się niedobrze od uciekania przed Misiowatym. – Okej, poddaję się… - wysapałam, siadając skulona na stołku przy kuchennym blacie. Nie dając za wygraną, nadal mnie zaczepiał i dźgał w żebra, a ja czułam się coraz gorzej i gorzej. – Michał, naprawdę, mam dość – mruknęłam z wysiłkiem i popędziłam do łazienki, by wejść w bliższą znajomość z muszlą klozetową przyjmującego.
- Zuza? Mogę wejść? – Usłyszałam zza drzwi, które na szczęście zdążyłam zakluczyć. Kubiak dostał w odpowiedzi moje pokaszliwanie i głośne splunięcie. – Wchodzę – ostrzegł mnie, a po chwili był już obok, trzymając moje włosy – swoją drogą, po co tyle czasu je układałam?! – z dala od twarzy. – Boże, dawno nie miałem takich przygód – zaśmiał się, splątując niesforne kosmyki na czubku głowy. – Przyniosę ci wodę, i czyste ręczniki, zaraz doprowadzimy cię do stanu używalności. – Podniosłam kciuk w górę, na co znowu zaniósł się tubalnym śmiechem i wyszedł.
- Ja pierdolę, jaki wstyd – jęknęłam, w końcu się podnosząc.
- Żaden wstyd, to przeze mnie, nie dawałem ci spokoju. – Usłyszałam za sobą cichy głos mężczyzny. Opłukałam twarz zimną wodą, podał mi puchowy ręcznik i szklankę wody z cytryną. – Myślałem, że zostaniesz z głową w tym kiblu – zarechotał bezczelnie, za co uszczypnęłam go w ramię. – Ej, ej, te ręce same na siebie muszą zapracować! – Odsunął się z głupawym uśmieszkiem.
- Wybacz, panie siatkarzyku – sarknęłam, upijając łyk wody. – Możesz zamówić mi taksówkę? Chcę do domu… - Skrzywiłam się, czując kolejną falę żółci podchodzącą mi do gardła.
- Coś mi się zdaje, że prędko stąd nie wyjdziesz – mruknął, obracając mnie w stronę toalety.
Jak się okazało, frytki i wino nie były dla mnie najlepszym połączeniem, bo niemal do rana siedziałam w łazience, na próżno prosząc Michała, by sobie poszedł. Uparł się i oparł o wannę, spędzając ze mną te upojne chwile. Gdy byłam już pewna, że to koniec żołądkowych ekscesów, umyłam zęby i zmęczona, siadłam obok niego.
- Ja pieprzę, dawno nie miałam tak przebojowej nocy – mruknęłam, opierając głowę na jego ramieniu. – Tak mi wstyd, że musiałeś na to patrzeć! – Westchnęłam. – Pewnie się mnie teraz brzydzisz, ugh, nie dziwię ci się. Nie powinnam była tyle pić, w końcu jestem kobietą, no a wiadomo, że my nigdy wam nie dorównamy w upijaniu się…
- Przede wszystkim, jesteś drobniutka… - Jakby na dowód tego, podniósł moje wątłe ramię i przystawił do swojego, żebym miała porównanie. – Po drugie, to było absurdalne połączenie, nigdy więcej nie będziemy pić wina. – Wyszczerzył się. – A teraz, biedaczko, zaniosę cię do łóżka, żebyś trochę odpoczęła. – Bez zbędnych ceregieli wziął mnie na ręce, a ja nie miałam nawet siły, żeby zaprotestować.
- Ale śpię na kanapie, nie ma mowy. Przecież ty się nie wyśpisz, jesteś za duży!
- Nie no, tak dobrze nie będzie, swojego łóżka ci nie odstąpię. Tam małe dzieci nie wchodzą – zaśmiał się, zmieniając kierunek.
- Dziękuję za bezpieczne dostarczenie mnie w miejsce spoczynku, życzę miłych snów, dobranoc – powiedziałam, ziewając. Pokręcił głową z uśmiechem i otulił mnie szczelnie kocem, by zaraz zniknąć w korytarzu.
Znowu śniłam o niebieskookim tajemniczym mężczyźnie, ale zwaliłam to na ogólne wyczerpanie i odwodnienie.
***
Zuza,
musiałem iść na trening, będę przed 14. Na blacie w kuchni masz tabletki, zrób sobie jajecznicę i kawę – od razu postawią Cię na nogi.

M.
PS. Wiedziałaś, że mówisz przez sen? ;)

Nie, nie wiedziałam, bo jeszcze nigdy nikt nie podglądał, jak sobie smacznie śpię! Warknęłam coś pod nosem i wstałam, przeciągając się jak kot. Czułam się wygnieciona – dosłownie i w przenośni – przez spanie w ubraniach, ale nie miałam siły, by się rozebrać wczoraj. Wróć, dzisiaj. Cholera, dlaczego on poszedł na trening po zarwaniu całej nocy?!
Kazał mi zrobić jajecznicę, bo w lodówce były tylko jajka, mleko i resztki śmieciowego żarcia. Ha! Cudowny zapach przysłowiowej małej czarnej w wielkim kubku roznosił się po całym domu. Spojrzałam na zegarek i z przerażeniem odkryłam, że jest już po dwunastej, więc dopiłam napój i wskoczyłam pod prysznic. Pożyczyłam szczoteczkę szatyna, mając nadzieję, że się nie obrazi, i zwinęłam jedną z koszulek leżących na stercie do prasowania, jako, że moja nie była w najlepszym stanie. Mokre włosy osuszyłam ręcznikiem, bo suszarki Kubiak oczywiście nie posiadał. Szczotki zresztą też.
Przetarłam dłonią zaparowane lustro i stwierdziłam, że wyglądam o wiele lepiej, niż przypuszczałam. Fakt, oczy wyglądały na zmęczone, ale nie były przekrwione, ani zapuchnięte, jak po całej nocy chlania. Ale bez pudru było widać wszystkie piegi, które usilnie kryłam przed światłem dziennym. Kiedy szukałam torebki, ktoś przekręcił klucz w zamku, a drzwi się otworzyły.
- Cześć, mała – powitał mnie Kubiak, rzucając torbę treningową na fotel. – Jak się czujesz? – Przyjrzał mi się uważnie i zmarszczył nos. – Ty masz… piegi? – Uśmiechnął się podstępnie. – Jesteś ruda, i się farbujesz, a piegi ci zostały, czy co? – zarechotał, bo śmiechem tego nazwać nie mogłam.
- Ciebie też miło widzieć – wysyczałam, mrużąc złowieszczo oczy. Minka od razu mi zrzedła. – Tak, mam piegi. I nie miałeś ich zobaczyć, właśnie szłam po puder… - mruknęłam, grzebiąc w przepastnych czeluściach torby.
- Nie, nie, przestań! – Wyrwał mi torebkę z ręki i uniósł podbródek tak, żebym spojrzała mu w oczy. Tak bardzo niebieskie, ja pierdolę, utonę, nie mogę! – Lubię piegowate – powiedział niskim głosem. Zaczerpnęłam powietrza, zaskoczył mnie. – Jadłaś? – odchrząknął i odsunął się raptownie. Jezu, Konopka, calm your tits.
- Nie, nie mam ochoty na jajka. A nic innego nie miałeś w lodówce, fajnie przyjmujesz gości… - zaśmiałam się pod nosem.
- Ostatnio jakoś mało bywałem w domu, sorry za braki. – Wytknął mi język i dopiero zauważył, w co byłam ubrana. – Fajna koszulka, akurat taką wybrałaś. – Uśmiechnął się zawadiacko, przenosząc wzrok wyżej. – Meczowa! – Wyszczerzył się i poleciał do sypialni.
- Akurat bardziej zależało mi na tym, żeby była świeża, niż na wzorku! – zawołałam za nim, opadając na fotel.
Po kilku minutach wrócił, przebrany w ciemne spodnie i zieloną koszulkę polo.
- Nie spać, zwiedzać, zapierdalać! Znaczy wstawać. Idziemy na późne śniadanie, śpiąca królewno. – Podał mi rękę. – I tak źle cię ugościłem, więc należy się rekompensata.
- Michał, przepraszam, ale wolałabym, no wiesz, wrócić do domu. I zaszyć się w sypialni, aż do jutra – jęknęłam, gdy odsłonił rolety.
- Dostaniesz ode mnie takie seksowne ciemne okulary, a świeże powietrze dobrze ci zrobi – zapewnił, prowadząc mnie do drzwi jak małe dziecko. – Zakładaj buty, ruchy, ruchy!
- Nie krzycz, bo coś ci zrobię – warknęłam.
No cóż, kaca nie odczuwałam, będąc w samotności. Dopiero teraz zacznie się jazda bez trzymanki…
Wmuszenie we mnie czegoś treściwego graniczyło z cudem, więc dostałam koktajl i kolejną kawę. Słońce nie było takie straszne za szkłami ciemnych okularów, więc wczesne popołudnie spędziłam na świeżym powietrzu, słuchając wykładu Kubiaka o szkodliwości palenia fajek – szukając pudru, paczka wypadła mi na siedzenie, a on ją znalazł.
- No i kolejny minus to starzenie się skóry, a potem trzeba będzie wstrzykiwać w śliczną buzię kwas hialuronowy i chuj wie co, a po co ci to potrzebne? – Spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi, z pochmurną miną, mimo ślicznej pogody. Siedzieliśmy sobie w jastrzębskim parku, wygrzewając się na ławce.
- Dobra, dobra, ograniczę palenie do minimum. Niezbędnego. Poza tym, ostatnio nie miałam czasu, by palić, wiesz? – Wytknęłam mu język, na co uśmiechnął się z aprobatą.
- No i to mi się podoba! Jak dobrze spędzić czas na leniuchowaniu, dawno tak nie miałem… - przerwał mu dzwonek mojego telefonu. Ze zdziwieniem przekopałam torebkę, by zobaczyć, że Iza raczyła się odezwać.
- Co tam? – mruknęłam, robiąc przepraszającą minę w stronę Michała.
- Zuza? Zuza, możesz przyjechać? – dopytywała się nerwowo Koper. Uniosłam brew w konsternacji.
- Coś się stało? Tak nagle się odzywasz, wcześniej jakoś…
- Jak szybko możesz być u mnie? – W jej głosie było coś dziwnego, coś, co zdecydowanie nie dawało mi spokoju. Dawno nie słyszałam jej tak roztrzęsionej, to nie było w stylu Izki.
- Jakaś godzinka, do dwóch. Powiesz mi, co się stało? – warknęłam, nie lubiłam takich zagadkowych rozmów.
- Przyjedź. – Połączenie zostało przerwane.
- Hm… - Złożyłam usta w dziubek i wpatrywałam się w wyświetlacz mojej Zetki, jakby miała mi dać odpowiedź na dręczące pytania. Dlaczego tyle czasu milczała? No i przede wszystkim, czy wszystko w porządku? Chciałam, by był to kolejny wyolbrzymiony problem tej szurniętej rudej łepetyny…
- Co tam? Narzeczony wrócił? – A ten jak zwykle w wyśmienitym humorze.
- A twoja dziewczyna dalej siedzi u innego? – sarknęłam, a mina mu nieco zrzedła. – No właśnie, u mnie tak samo. Przyjaciółka zadzwoniła, muszę wracać do Katowic… - Westchnęłam, rozpamiętując krótką rozmowę.
- Jeszcze wszystkiego ci nie pokazałem…
Był wyraźnie niepocieszony moim przedwczesnym wyjazdem, nie powiem, schlebiało mi to. Dawno już nie miałam tak dobrego kontaktu z jakimś mężczyzną. A od bardzo dawna nie spotkałam takiego, który zgodziłby się na czysto koleżeński układ, bez żadnych podtekstów – a przecież na taki właśnie się umówiliśmy z Kubiakiem.
- Nadrobimy przy najbliższej okazji, dobra? A teraz muszę się zbierać, podrzucisz mnie na dworzec? – Spojrzałam na niego z uśmiechem. Pomruczał coś pod nosem, pojęczał, ale w końcu się ugiął.
- Podrzuciłbym cię i do Kato, ale niedługo mam trening, a potem z chłopakami idziemy na piwo – tłumaczył, kiedy staliśmy w popołudniowym korku.
- O, to nawet siatkarze ulegają zewowi męskiej natury – parsknęłam, chowając pożyczone okulary do schowka, na co zaraz dostałam po łapach. – No coo? – Zrobiłam zniesmaczoną minę.
- Mam ich pełno, a twój kac jeszcze sobie nie poszedł… - Wyszczerzył się. – Wiesz, od czasu do czasu nie zaszkodzi, przecież nie robimy tego codziennie.
- No tak, w inne dni popijasz wino z nowopoznanymi kobietami.
Mina Misiowatego – bezcenna.
***
- Izka, otwieraj, do cholery! – Pukałam, dzwoniłam, zero reakcji. – Przyjechałam z wypadu za miasto, żeby sprawdzić, czy wszystko u ciebie dobrze, więc z łaski swojej mnie wpuść, bo mogłam spędzić miły wieczór w doborowym towarzystwie, niewdzięczna suko – warknęłam.
Tak, to byłyśmy my. Nasza relacja opierała się głównie na nienawiści do tych samych osób, natomiast obydwie miałyśmy zupełnie różne charaktery, więc w chwilach złości wyzwiska padały często i gęsto.
Z westchnieniem pomasowałam obolały po nocy na kanapie kark, wysypałam na wycieraczkę całą zawartość torebki. Po uporządkowaniu szpargałów, z okrzykiem triumfu dobyłam zapasowego klucza do kawalerki Izy, który kiedyś dała mi w razie W. Otworzyłam zamek, od razu uderzyła mnie woń alkoholu. Nie był to jednak przyjemny zapach, raczej fetor gnieżdżący się po wielodniowym melanżu, gdy nie otwiera się okien, „bo na zewnątrz zimno”. Torbę zostawiłam na stoliku z Ikei, który razem wiozłyśmy późnym wieczorem w tramwaju, siedząc sobie i śpiewając kolędy. Zeszłoroczne Święta, ach…
- Kurwa, Iza, ciebie samą zostawić… - Otworzyłam usta, wchodząc do pokoju. – Ja pierdolę, coś ty narobiła… - wyszeptałam, podbiegając do przyjaciółki.


Nie odpowiadam za to na górze, 11h polskiego wyżarło i wypluło moją zmaltretowaną interpretacjami wyobraźnię.

Jeśli czytacie, to proszę o komentarz, daje to niesamowitą siłę i chęć do pisania, a i ja sama jestem ciekawa, co myślicie. :) 

2 komentarze:

  1. Anonimowy10/26/2013

    Szybko nadrabiam, bo widzę że mi się spodoba! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze :D Za duzo do nadrabiania nie masz, na szczescie ;)

      Usuń