sobota, 19 października 2013

#1

Dziewiętnasta pięćdziesiąt, ludzi coraz więcej, a Izę WCIĘŁO. „Pójdę na godzinkę do Przema, dobrze?” No, dobrze, przecież przez „godzinkę” sobie sama poradzę. Ale nie przez cztery, do cholery!
- Jeszcze jedną kolejkę proszę… - powiedział z zadziornym uśmiechem przystojny brunet.
- Jasne. Dla ciebie, czy dla kolegów też? – Wskazałam na równie postawnych co on mężczyzn, siedzących przy barze.
- Tak. Aaa… widzisz tego w okularach?
- Nieładnie tak pokazywać palcem.
- Taka ładna dziewczyna, a taka pyskata… - westchnął, kładąc banknot na blacie.
- Życie. – Wzruszyłam ramionami i podałam mu komplet zapełnionych Finlandią kieliszków.
- Reszta dla ciebie, słonko, za to że radzisz sobie sama za barem. – Puścił mi oczko i już go nie było.
Dzięki takim klientom pensja barmanki wystarczała z powodzeniem na opłacenie kawalerki i trochę przyjemności ze znajomymi. Uśmiechnęłam się, chowając napiwek do kieszeni fartucha. Ubiór mógł być dowolny, jednak szefunio narzucił wszystkim kawałki materiału wiązane w pasie. Całe szczęście, było to czarne płótno, więc nie tak tragicznie jak w niektórych sąsiednich knajpach (kto w ogóle chciałby całą, dwunastogodzinną zmianę paradować w obcisłym kombinezoniku z logo firmy na cyckach?!).
- Pi… piwo, proszę – czknął facet pod czterdziestkę, lustrując mój dekolt zamglonym przez alkohol wzrokiem.
Poprawiłam bluzkę i nalałam złocistego płynu do kufla, jednak panu widocznie spodobało się towarzystwo małomównej barmanki, bowiem rozsiadł się wygodnie centralnie przede mną. Ściągnęłam tylko brwi i razem z wierną towarzyszką niedoli – pokaźnych rozmiarów tacą, ruszyłam na podbój zagraconych różnorakim szkłem stolików. Po kilku kursach cały lokal był zadowolony, każdy miał trunków i przekąsek pod dostatkiem. Dochodziła północ, więc wyszłam na zaplecze, by konkretnie opieprzyć Izę za schadzki z kochasiem, podczas gdy ja podpieram się nosem, będąc sama na cały bar w piątkowy wieczór.
- Abonent chwilowo niedostępny, proszę spróbować później…
Z impetem wparowałam z powrotem do środka, by zobaczyć bójkę, zapłakane dziewczyny z tapetą rozmazaną na twarzy i długą kolejkę żądnych alkoholu klientów.
- Proszę o cierpliwość – krzyknęłam w ich stronę, idąc do rzucających sobą o ściany chłopaków. Stanęłam między nimi i spojrzałam groźnie. – Panowie, albo się uspokoicie…
- Ten palant przeleciał moją laskę!
- Albo uspokoicie się na komisariacie! – wrzasnęłam, przerywając wywód blondynowi z blizną na mocno zarysowanej linii szczęki.
No dobra, odrobinkę się go bałam. Żałowałam, że nie przyjęłam ciepłej posadki w firmie ojca, tylko chciałam być „samodzielna”.
- Spokojnie, ej, lala, bo ci żyłka pęknie – parsknął drugi bójkowicz.
- Żeby tobie zaraz nie pękła śliczna buźka – syknęłam, wymijając go.
Zniecierpliwieni klienci, to jeszcze bardziej wymagający klienci. Z przepraszającym uśmiechem tłumaczyłam każdemu z osobna, że jestem dziś sama, a nie mogłam dopuścić do rozlewu krwi.
- Co podać? Bardzo przepraszam…
- Kolejkę dla mnie i przyjaciół. Wiesz, właściwie, nie męcz się, daj kieliszki i zimną flaszkę. – Uśmiechnął się znajomy brunet-flirciarz. – Nie przejmuj się, dobrze zrobiłaś, ustawiając tych idiotów. Wybacz, za słownictwo, ale prawdziwi mężczyźni załatwiają sprawy na zewnątrz, nie mieszając w to kobiet, nie mówiąc już o denerwowaniu staffu lokalu…
- Jak na ilość wlanego w siebie alko, zadziwiająco dobrze się trzymacie – zagaiłam, obdarowując uśmiechem jedynego dziś miłego pana.
- To przez lata praktyki, uwierz… - mruknął, nachylając się do mnie i błyskając zębami.
- Ha, wiedziałam. Okej, proszę bardzo… - Przesunęłam w jego stronę zamówienie. W zamian wsunął mi banknot w dłoń i podziękował szerokim uśmiechem. Takim szczerym, sięgającym aż do oczu.
Po kilku bezbójkowych godzinach większość gości zaczęła kierować się do wyjścia, zostali nieliczni, którzy albo czekali na taksówkę, albo… nie byli w stanie podnieść głowy znad kieliszka. Mój czterdziestoletni wielbiciel praktycznie zasypiał nad wtórym z kolei kuflem, co chwila podskakując na dźwięk zatwierdzenia płatności. Przyszedł czas na nużącą część mojej pracy, mianowicie zamknięcie rachunku. Zbliżała się trzecia rano.
- Złosiutka… a nie chsiałabyś drineszka ze mną wypiś? – wybełkotał mój „przyjaciel”.
- Nie, dziękuję, jestem w pracy – odpowiedziałam mechanicznie, już odporna na takie propozycje.
- Ale może jednag… - namawiał rozlazłym głosem. – Tylgo jednego… a potem… hyk!, możemy pojechaź do mnie, mam łószko wodne, wiesz?
- Jednak nie chcę wiedzieć. Zamówić panu taksówkę? – Bądź miła, nie daj się wytrącić z równowagi, Zuza…
- Jedna noz, maleńga… szona mnie szusiła, wiesz, co to znaszy byź ssamotnym? – Położył wielkie łapsko na mojej dłoni.
- Proszę – warknęłam – mnie zostawić.
- Ale to tylko jedna noz, powinnaź zię skozić, jak twoja goleżanka! – oburzył się i szarpnął mój nadgarstek tak, że poleciałam twarzą na miskę orzeszków stojącą na blacie. Przełknęłam łzy złości i wyrwałam się oprawcy.
- Proszę stąd wyjść, w przeciwnym razie…
- W przeciwnym razie będę zmuszony obić panu mordę. – Usłyszałam obok siebie głos kipiący złością. – Wszystko w porządku, nic ci nie jest? – Trochę wyższy ode mnie mężczyzna obdarzył mnie spojrzeniem pełnym troski. Na głowie miał kaptur, przez opięty materiał bluzy było widać, że nie należy do chudziutkich chucherek.
- Będzie z nią w porządku, jeśli ze mną pójdzie!
- Posłuchaj… jesteś pijany i zmuszasz dziewczynę do seksu za pieniądze, wszystko słyszałem. Dlaczego po prostu nie wyjdziesz, bez dodatkowych kłopotów?
Boże, dzięki, że masz mnie w swej opiece!
- Chyba że wolisz, bym cię wyprowadził w nieco mniej… - uśmiechnął się półgębkiem, gdy na niego spojrzałam – humanitarny sposób.
- Te, młody, co ty mi tu będziesz… - Trzask. – No, czego teraz nie dzwonisz po policję, dziwko! – Podwójny trzask z epicką glebą w gratisie. Mój wybawiciel zniknął, a zapijaczony idiota już kierował się dobrowolnie do wyjścia.
***
Wstałam z bólem głowy i jednym, wielkim znakiem zapytania. Kim on był? Nie będzie miał kłopotów? Ten pijak rzeczywiście poda go do sądu? Cholera, przecież wszystko dokładnie widać na kamerach, a jak dobrze zapłaci… Z mojego wybawiciela zrobią chuligana, kurwa mać!
- O, Zuza, wstałaś! – Iza powitała mnie kawą i paczką fajek. Od razu skorzystałam z opcji numer dwa i spojrzałam na nią z mordem w oczach. – Przepraszam za wczoraj… - mruknęła, nerwowo ściskając kubek i spuszczając nań wzrok.
- Izka, tu nie chodzi już nawet o to, że mnie zostawiłaś… raczej o złamanie obietnicy, zresztą nie pierwszy raz. – Spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Ja wiem, powinnam chociaż zadzwonić…
- Mogą cię wywalić na zbity pysk i obydwie dobrze o tym wiemy. Więc lepiej przygotuj dobre wytłumaczenie dla szefa, bo kamery na pewno sprawdzą – mruknęłam, odpalając fajkę. – Tak, owszem, coś się stało. – Odpowiedziałam, nim zdążyła zapytać. – Jakiś palantino, tudzież twój stały, samotny klient – spojrzałam na nią wymownie, na co się zaczerwieniła – chciał mnie zaciągnąć do łóżka, w dość agresywny sposób, na szczęście pojawił się jakiś obrońca uciśnionych… - westchnęłam cichutko na samo wspomnienie.
- Mój Boże, Zuziek! Jak dobrze, że nic ci nie jest…
- Cóż, a jak tobie minął wieczór? Bez większych… kłopotów? – sarknęłam.
- Jeśli wychodzenie z łóżka tylko po…
- Nie kończ. – Odpaliłam kolejnego śniadaniowego papierosa. – Marlboro, zabrałaś od Przema? – prychnęłam, gdy spojrzała na mnie, jakby się chciała schować pod stół. – A teraz przypomnij, dlaczego tak bardzo cię kocham, hm?
- No wiesz, ponad dwadzieścia lat ze mną robi jednak coś z psychiką… - zarechotała, niemal wypluwając kawę.
- Taa… Okej, muszę się doprowadzić do porządku, i do roboty. Także lepiej, jak zrobisz to samo, słonko. – Potargałam jej francuską grzywkę, niezmienną od kilkunastu lat.
- Zapomniałam ci powiedzieć…? Zapomniała. Biorę wolne, jedziemy z Przemkiem nad Solinę, pod namiot. – Pogłaskała mnie po ramieniu.
- No, to zajebiście. I znowu mam być sama, tak? Dzięki, siostro… - mruknęłam, wymijając ją w drodze do łazienki. Zawsze wszystko musi być pod górkę.
***
Szef powitał mnie spojrzeniem pełnym błyskawic i zaprosił na górę, do swojego gabinetu. Radek, chłopak pracujący na dzienną zmianę, uśmiechnął się krzywo i puścił mi oczko. Idiota. Ciężkim, powłóczystym krokiem podążałam za grubasem, dla którego wejście po schodach było jak zdobycie Mount Everest. Trzykrotnie. Zasiadł na swoim ogromnym fotelu, otarł spocone czoło jedwabną chusteczką z inicjałami i zrobił iście oburzoną minę.
- Konopka, co to miało znaczyć? – huknął, aż poprawiłam się na krześle.
- Ale co, szefie? Zamknęłam wczoraj, tak jak zwykle…
- Kurwa mać, nie mydl mi oczu! Ten klient, którego wczoraj pobił twój chłoptaś, to mój przyjaciel. I tylko dlatego nie wniesie oskarżenia, ale powiedział, że nie chce ciebie więcej tu widzieć! Zuza, lubiłem cię. Naprawdę. Ale nie mogę ryzykować… - Spuścił trochę z tonu, ale dobrze wiedziałam, co to oznacza. – Muszę cię zwolnić, inaczej nie da mi spokoju. I zdaję sobie sprawę, że nie będzie ci łatwo, ale za coś takiego… myślę, że lepiej będzie, gdy po prostu weźmiesz swoje pierdoły z zaplecza i więcej tu nie wrócisz. Ostatnią pensję dostaniesz na konto, nie tak jak zwykle.
- Wolisz, żeby ten zboczeniec dalej tu przesiadywał i pozwolisz na poniżanie twoich pracownic, tylko dlatego, że ten idiota chce iść do sądu? Za to, że jakiś przypadkowy facet uratował mnie od prawdopodobnego gwałtu? Człowieku, powiem ci jedno: masz nasrane we łbie, jak nikt inny – prychnęłam, wstałam i z furią trzasnęłam drzwiami, aż spadła jedna z fotografii powieszonych na ścianie.
Przed wyjściem zdążyłam przypadkiem strącić kilka butelek wytrawnego wina i whisky, na co Radek tylko się zapowietrzył i poleciał po szmatę na zaplecze. Zabrałam swoją ładowarkę i awaryjną książkę, wyminęłam jakiegoś mężczyznę w drzwiach i dopiero po wyjściu z przeklętego lokalu, usiadłam na krawężniku i dałam upust swojej złości, kopiąc w latarnię. Nawet nie zauważyłam, kiedy niechciane łzy zamazały mi obraz, z ulgą przyjęłam oferowaną mi paczkę chusteczek.
- Wiesz, nieźle się ciebie naszukałem, pytałem tego lizodupa za barem… - Usłyszałam obok i odwróciłam się, bardzo seksownie pociągając nosem, by potem go wydmuchać i rzucić chusteczkę w stronę ulicy. Zdecydowanie skądś znałam ten głos, tylko nie mogłam sobie przypomnieć, oczywiście.
- A po co miałbyś mnie szukać? – mruknęłam, chrząkając w międzyczasie.
- Ładnie to tak zapominać, kto ci uratował tyłek zeszłej nocy? Wisisz mi podziękowania, a ja zawsze upominam się o swoje, mała. – Błysnął zębami w hollywoodzkim uśmiechu, i dopiero wtedy spojrzałam na jego bluzę. Ciemną. Z kapturem.
- O, to ty. No cóż… dziękuję, właśnie wywalili mnie z pracy. Bo wiesz, ten obleśny pijak chciał naprawdę pójść do sądu, cud, że zgodził się na taką umowę z moim sze… byłym szefem – poprawiłam się szybko i kichnęłam, na co tylko się zaśmiał.
- To chyba lepiej? No wiesz, nie wyglądasz na barmankę. A przynajmniej nie widać było, byś była zachwycona swoją pracą. – Uniósł pytająco brwi.
- To nie jest tak, że ja jej nie lubiłam… po prostu wczoraj cały wieczór chodziłam wkurwiona, bo druga dziewczyna, która ze mną pracuje, poszła do swojego chłopaka, miała wrócić za godzinę, ale potem miała mnie w dupie, więc zostałam sama – wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. – Uch, zawsze mam słowotok, jak się denerwuję. – Spojrzałam na swoje paznokcie, powinnam dawno temu zmyć resztki czerwonego lakieru, ale jakoś nie było ani czasu, ani chęci na taką zabawę.
- Nie przejmuj się, widuję to na co dzień, często nawet najlepsi dziennikarze są nerwowi. – Puścił mi oczko, na co uśmiechnęłam się, a przynajmniej spróbowałam.
- Ale ja nie jestem dziennikarką, ani nawet nie dostałam się na ten kierunek – jęknęłam, podpierając ciążącą głowę na dłoniach. – Jestem beznadziejna, dlatego okłamuję rodzinę, że studiuję zaocznie i mam dobrą pracę. Kto by chciał wrócić do domu, gdzie ojciec tylko czeka, by powiedzieć „a nie mówiłem” i przyjąć cię do swojej firmy? Wiesz, chciałam być samodzielna, więc przyjechałam aż tutaj, z Częstochowy. – Spojrzałam na niego, czy oby nie zasnął, ale on tylko wpatrywał się we mnie, podczas gdy się uzewnętrzniałam. – Zanudzam cię, prawda? Cholera…
- Nie, przestań. Co innego miałbym robić? Trochę mi się nudzi, a i tak nie mogłem spać, więc wiesz… - Wzruszył ramionami.
- Więc… twoim hobby jest obijanie mordy zboczeńcom napastującym młode barmanki, co? – parsknęłam, uśmiechając się kpiąco.
- Och, tylko te śliczne barmanki, z takimi słodkimi dołeczkami w policzkach.
- Odczep się od moich dołeczków, co? I skąd w ogóle o tym wiesz, to mój mały kompleks, o którym nikomu nie mówię – warknęłam, zakrywając zaróżowione poliki. Z zadziornym uśmiechem na ustach odciągnął moje dłonie od twarzy i spojrzał w załzawione oczy. Wyciągnął wielką łapę w stronę mojego oka, a ja z przerażeniem gwałtownie się odsunęłam, na co się zaśmiał.
- Masz rzęsę na policzku… a poza tym, masz mnie za damskiego boksera? – parsknął, wycierając mi skórę pod lewym okiem.
- Już ci mówiłam, że raczej za wybawcę niewiast w opałach – mruknęłam, pąsowiejąc raptownie.
- O, ktoś tu się zawstydził? Ha, no, niemożliwe, a taka wygadana!
- Nie ciesz się tak, chodźmy stąd lepiej. Raduś zaraz może zadzwonić po suki, stłukłam kilka butelek whisky… - Skrzywiłam się nieznacznie.
- Widziałem. Niezła jesteś w akcji, mała! – Wyszczerzył się i podał mi rękę, pomagając wstać. – To gdzie idziemy?
- Proponuję knajpę po drugiej stronie. Wiesz, moja była konkurencja, poza tym, można ponabijać się z kelnerek, bo wszystkie są tępymi rasowymi blondynkami. – Wzruszyłam ramionami, znowu wywołując śmiech u swojego tajemniczego kolegi. Jakoś się nie kwapił do przedstawiania, a mi anonimowość odpowiadała.
***
Trzy lokale i kilka litrów alkoholu później, szłam z niebieskookim towarzyszem nieco chwiejnym już krokiem pod ramię. Chciał się dostać do hotelu, ale zapomniał nazwy, więc chodziliśmy tak sobie, opowiadając historie z życia wzięte. Swoją drogą, niezły był, bo w wieku dwudziestukilku (nadal pozostawaliśmy przypadkowymi nieznajomymi, więc strzelałam) lat zwiedził ładny kawałek świata, i za cholerę nie chciał się przyznać, czy wygrał w lotka, bo przecież nie był typowym sztywniakiem w garniturze.
- Patrz, tu jest następny hotel, poznajesz? – Czknęłam, zatykając sobie taktownie usta ręką. Nie mogłam na to nic poradzić, a on tylko by się ze mnie naśmiewał.
- Nie, pijaczku – zachichotał jak mała dziewczynka, i poszliśmy dalej. Przed siebie, gdzie nogi poniosły.
Mimo późnej godziny miasto tętniło życiem – no tak, jutro miał być jakiś arcyważny mecz, więc kibice wyszli na before party. Jedyne, co mnie dziwiło w zachowaniu mojego kompana do kieliszka, to dziwna skrytość i omijanie ludzi. Może nie lubił tłumów, chociaż z drugiej strony, przecież nie był typem samotnika, raczej odważnego mięśniaka lubiącego kobiety.
- Ja wiem, że się nie znamy i nie chcemy znać, ale nie jesteś żadnym zbiegiem z więzienia, ani nie szuka cię FBI, prawda? – Spojrzałam na niego, zadzierając brodę do góry.
- Nie, spokojnie – parsknął, skręcając w boczną uliczkę. – Po prostu denerwują mnie te tłumy, nie myślałem, że będzie tu aż tyle ludzi…
- Chodźmy do mnie – palnęłam, nie zastanawiając się nad wydźwiękiem mojej wypowiedzi. Zaraz potem zorientowałam się i zakryłam sobie usta dłonią, paląc buraka. Niebieskooki zlustrował mnie uważnym spojrzeniem, uniósł brew i zaśmiał się w głos. – Miałam na myśli to, że jestem głodna… - Jakby na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. – A ty masz dość ludzi, więc możemy u mnie siąść z pizzą i pograć w Battlefield’a.
- Już myślałem, że składasz mi niemoralne propozycje… - Uśmiechnął się buńczucznie i dźgnął mnie lekko w żebra.
- Bez takich, nieznajomy! – mruknęłam, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Zuzka, co z tobą?! Znowu zaczął się ze mnie śmiać i dziarskim krokiem ruszył przed siebie, jakby znał miasto na wylot. – Ekhem… w drugą stronę. Zahaczymy o KFC, i do mnie. – Ziewnęłam. Długi wieczór dawał mi się powoli we znaki.
Po głośnej sprzeczce w Kurczakach Faszerowanych Chemią, co zamawiamy i kto płaci, taksówka podwiozła nas pod moją kamienicę. Wspinając się po schodach na drugie piętro zdążyliśmy obudzić szurniętą sąsiadkę, która zagroziła telefonem na policję, ale czaruś spojrzał na nią i wyprosił, by tego nie robiła. „Po co budzić wszystkich? Proszę wracać do łóżka, miła pani” zadziwiająco trzeźwo mu wyszło, za co miałam ochotę go wycałować, jednak powstrzymałam się, zważając na nasz dziwny, niepisany układ. Bo jak inaczej nazwać wspólne pijaństwo i zapraszanie nieznajomego do siebie na noc?
- Witaj w moich skromnych progach… - Westchnęłam, modląc się, by nie potknął się o stanik, czy coś równie kompromitującego.
Na szczęście moje dwupokojowe królestwo było w miarę ogarnięte, jedynie popielniczka pełna petów na samym środku stołu w kuchni szpeciła śliczny krajobraz. Zaraz sprzątnęłam, co niepotrzebne, wyciągnęłam zakamuflowaną pod zlewem butelkę whisky i rozsiedliśmy się w salonie. Szatynowi było niewygodnie, przez stolik nie mógł wyprostować swoich długich nóg, więc skończyliśmy w dość nietypowej pozie – siedząc po turecku, z jedzeniem i flaszką między nami. Zaczęła się gra.
- Nie bądź taka tajemnicza, opowiedz coś o sobie – mruknął, maczając kawałek kurczaka w sosie barbecue.
- Niby dlaczego to ja mam zaczynać? Panie nieznajomy – prychnęłam, wywracając oczami, za co zaraz mnie opieprzył.
- Bo ci tak zostanie, szkoda takiej ślicznej dziewczyny… - Uśmiechnął się zawadiacko.
- Wyjaśnijmy sobie coś. Nie podrywasz mnie, i vice versa. Nie mam ochoty na zagmatwane związki i płacze po nocach, przechodziłam przez to niedawno z przyjaciółką, na razie mi wystarczy – westchnęłam, upijając łyka prosto z butelki. Przyjemne ciepło rozlało się po zmęczonym wnętrzu, zrobiło mi się tak lekko, endorfiny krążyły w całym ciele.
- Dobrze, przepraszam… - wyraźnie się speszył, nie tego chciałam, uśmiechnęłam się przepraszająco, na co machnął ręką i zabrał mi whisky. – Nie przejmuj się, nie ty pierwsza i nie ostatnia dajesz mi kosza, przywykłem – wymruczał smutnym głosem. Taki facet, i kompleksy? No, no. Ktoś musiał nieźle kopnąć go w ego i przemielić je przez maszynkę do mięsa.
- No, to opowiadaj, na co czekasz. – Wzruszyłam ramionami, oparłam się plecami o poduszki. Może w końcu czegoś się dowiem!
- Nie, wieczorem mam do roboty, nie chcę rozdrapywać zagojonych ran – uśmiechnął się krzywo. – Może innym razem, mała. – Puścił mi perskie oko, a ja, głupia, znowu zaczęłam się czerwienić. Gorzej niż dziecko…
- Nie nazywaj mnie per „mała”, bo mam te swoje prawie-że-sto-siedemdziesiąt, gigancie – warknęłam, próbując wstać. Oho, zapomniało się, że po whisky nie używa się raczej nóg… - Kurwajegomać.
- Coś nie tak? Źle się czujesz? – Pochylił się, uważnie mi się przyglądając.
- Nie, po prostu jestem skazana na twoje towarzystwo, miękko mi w nogach – zaśmiałam się, widząc jego zdziwioną minę. – Nie, to nie moja reakcja na ciebie! – Pokazałam mu język.
Zaczynało świtać, kiedy rozmowa ucichła na dobre, bo oczy mi się kleiły, a niebieskookiemu zachciało się kawy.
- Chyba się źle czujesz, chodź spać – mruknęłam, podnosząc się i zaraz opadając z powrotem na kanapę. Jęknęłam tylko i zadarłam głowę do góry, by spojrzeć na szatyna.
- Gdzie? Z tobą? – Uniósł brew z uśmiechem.
- Ty tutaj, ja w łóżku. Muszę zacząć szukać nowej roboty, a do tego trzeba być wyspanym i nie na kacu… - Ziewnęłam, a on zaraz po mnie. – No, właśnie. Ty też coś mówiłeś o pracy, więc nie marudź, do domu cię nie wysyłam, możesz tu spać, tylko niczego mi nie wynieś, i kolorowych snów. – Wspięłam się na palce, objęłam go za szyję i dałam cmoka w szorstki od zarostu, ale jednocześnie miły w dotyku policzek. Rzuciłam kocem, nie trafiłam, co wywołało którąś z kolei salwę śmiechu. Pokręciłam tylko głową i delikatnie zamknęłam drzwi do sypialni.
Łóżko, a raczej materac z niezliczoną ilością poduszek czekało na mnie z utęsknieniem, a zaraz po tym, jak moja głowa poczuła, że jest u siebie, zasnęłam.
Dręczyły mnie kurewsko niebieskie oczy, przyjazne, roześmiane, ale nieznajome.


***
Pamiętacie mnie jeszcze? Ruszam z czymś nowym, bo na Oli i Karola nie miałam już cierpliwości. ;) Zainteresowanych ich losem proszę o podanie maila pod tym postem, wyślę małe wyjaśnienie, coby się tutaj nie rozpisywać.
Mam nadzieję, że mnie nie zlinczujecie, i dacie szansę na poprawę z nowym czymś.
Kilka słów wyjaśnienia:
1) Bohaterowie pojawią się, gdy ujawni się tożsamość tajemniczego szatyna, żeby nie psuć niespodzienki;
2) Informowane będą osoby, które pozostawią komentarz pod ostatnim postem, tak jest mi po prostu łatwiej, niż zabawa z zakładką "Informowani" czy inne;
3) Zakładam blogowe GG, niebawem podam tutaj swój numer, może wtedy zmienimy formę informowania o nowościach.

Buziaki! 

3 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupio pytasz, pewnie ,że pamiętamy! :D Ja tak z utęsknieniem czekłam na Karola i Oli] ,a tu masz, ale cóż, przeboleję jakoś, będę musiała! I mam nadzieję ,ze wynagrodzisz mi to tym oto właśnie opowiadaniem bo już po przeczytaniu pierwszego epizodu wiem ,że jestem i będę do końca. Co do bruneta, typy mam, ale nie będę mówić na głos bo z moim szczęściem z pewnością będzie to kto inny, więc nic tylko czekać na jego ujawnienie się. Zuza jest kobietą z charakterem, wyraźnie wie czego chce od życia i już ją lubię! Nasz tajemniczy brunet to taki czaruś z czymś wyraźnie przyciągającym uwagę, jestem pewna ,że tych dwoje stworzy duet wybuchowy i to bez dwóch zdań! Czekam na więcej!

    Ściskam ♥
    PS.Zapraszam serdecznie na odrobinę drugą na: http://skradzione-niebo.blogspot.com/2013/10/odrobina-druga.html :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam serdecznie na nowy epizod na: http://sprzeczni.blogspot.com/2013/10/sprzecznosc-szosta.html :*

    OdpowiedzUsuń