Od pamiętnego wieczoru z
niespodziewaną wizytą Karola minął niemal tydzień. W ramach przeprosin wpadł
jeszcze do mnie z obiadem w niedzielę, wcześniej wyciągając na spacer po
osiedlu. Mętlik w głowie nieco zmalał, kiedy zachowywał się jak przyjaciel,
całkiem normalnie… może poza kilkoma gestami. Kiedy przechadzaliśmy się między
starymi kamienicami, złapał mnie za rękę i szedł, jakby to nie było nic
nadzwyczajnego. Przedłużał nieuniknione pożegnania, przytrzymując usta na moim
policzku, póki tego nie przerwałam. Mieszał mi tym samym w głowie,
pozostawiając w osłupieniu, a ku własnemu zaskoczeniu, po spotkaniach z
brunetem czułam… niedosyt. Niedosyt jego obecności, dotyku, głosu. Na głupią
rozmowę telefoniczną cieszyłam się jak dziecko, a że ostatnio zaczął dzwonić do
mnie „na dobranoc”, mrucząc tym swoim chropowatym, tak cudownie łaskoczącym
moje uszy barytonem, byłam wniebowzięta i czekałam na każdy wieczór z
utęsknieniem.
Piątkowy maraton z
Miśkiem trzeba było odwołać, bo poszedł na kacu-gigancie na trening, a po
powrocie do domu padł jak mucha. Odwiedziłam biedaka z rosołem, za co dziękował
mi jeszcze przez trzy dni. Nie chciałam mu mówić o Karolu, ale coraz częściej
pytał się mnie, czy wszystko w porządku. Chyba wzięłam go na dystans nieco za
bardzo, być może za mocno to odczuł, biorąc pod uwagę to, iż ostatnimi czasy
lubiliśmy ze sobą przebywać.
- Cześć Miśku, dziś
czas masz?
- Ale rymujesz –
mruknął, w tle usłyszałam dźwięk włączanego kierunkowskazu. – Właśnie wracam z
treningu, a co?
- Jak tam paluszki? – zapytałam
zatroskanym tonem, ostatnio narzekał, że mimo rehabilitacji i leków, odczuwa
spory ból.
- Lepiej, dostałem nowe
leki i próbowałem coś grać, ale niekoniecznie mi to wyszło – burknął,
wzdychając.
- Nie bocz się, wrócą
do formy. Może wpadniesz na naleśniki po amerykańsku, co? Tak na osłodę dnia! –
kusiłam, w myślach układając listę zakupów. PMS dawał mi się we znaki, na
śniadanie jajecznica z cebulką i mięsem, a teraz…
- Kupię bitą śmietanę,
i zaraz jestem, maleńka – zamruczał uwodzicielskim głosem, parsknął śmiechem i
się rozłączył.
Właśnie to uwielbiałam
w Michale – mogłam na nim polegać, potrafił poprawić mi humor, a kiedy rzucał
swoimi dwuznacznymi tekstami, można było boki zrywać.
Kwadrans później
otwierałam mieszkanko, obładowana siatkami. Po uporaniu się z zacinającym
zamkiem i rozpakowaniu łupów z osiedlowego sklepiku, wstawiłam czajnik i
włączyłam jakieś lekkie piosenki do pląsania przy gotowaniu.
Przyjmujący zastał mnie
śpiewającą do drewnianej łopatki, kiedy czekałam, aż pyszności zaróżowią się na
patelni. Wyszczerzyłam się, unosząc ręce do góry w geście tłumaczącym wszystko.
Pokręcił tylko głową i postawił na stole sporą papierową torbę.
- A to co? – Spojrzałam
na niego z zaciekawieniem, ściszając muzykę.
- Prezent, ale tylko
dla niegrzecznych dziewczynek. – Puścił mi perskie oko, na co prychnęłam i
porwałam torbę w swoje łapy.
W środku znalazłam
włochate, różowe kajdanki, takie kiczowate, ze sklepu „wszystko po pięć
złotych”. Otworzyłam usta i spojrzałam z wytrzeszczem na Michała, który zwijał
się ze śmiechu. Spiorunowałam go wzrokiem i rzuciłam puszkiem w stronę
siatkarza. Zajrzałam ponownie do wnętrza niepozornej torebki, a tam czekało na
mnie pudełko biżuteryjne. Zmarszczyłam brwi i natychmiast je dobyłam, nie
czekając na przyzwolenie Kubiaka otworzyłam.
- Boże, zwariowałeś!
Odpierdala ci na starość, głuptasie – burknęłam, w środku ciesząc się jak małe
dziecko. Nie wytrzymałam i rzuciłam się Miśkowi na szyję, zaskoczony złapał
mnie w pasie.
- No już, już…
Wystarczyło dziękuję!
- Oj wiesz, że ja
jestem…
- Wiem, pieprznięta,
tak – zaśmiał się, czochrając moje włosy. Spojrzałam ponownie na srebrne
skrzydełko zawieszone na delikatnym łańcuszku, oczarowana tak wielkim pięknem
tak małego przedmiotu. – Rozumiem, że ci się podoba i nie muszę oddawać? –
mruknął, zerkając mi przez ramię.
- Nie, zdecydowanie
nie! Zabieram, moje, nie oddam! – Przytuliłam do piersi pudełko. – Ale z jakiej
to okazji, Misiek? – Spojrzałam na niego twardo. Wiedział, że mój stosunek do
prezentów można było spokojnie określić ambiwalentnym.
- Jak to: z jakiej?
Jestem twoim przyjacielem, u mnie bez okazji, to też okazja. – Skrzyżował ręce
i zrobił sceptyczną minę. Fuknęłam i przypomniałam sobie o naleśnikach…
- Jezu, Michał, trzymaj
to, bo mi się pali!
Mała akcja ratunkowa
miała błyskawiczne tempo, po wywietrzeniu kuchni znowu smażyłam, a Kubiak
siedział na wysokim stołku, zajadając pyszności.
- Wiesz, w sumie, to
chyba w końcu znajdziesz sobie męża – mruczał z pełną buzią – bo takie
pyszności zepchnął twój okropny charakter na drugi plan! – Zatrząsł się ze
śmiechu, za co dostał łopatką po plecach.
- Powinieneś mnie
wspierać, przyjacielu – warknęłam, podając mu kolejnego placka pod nos. – Ba,
powinieneś sam mnie wyswatać, żebym trafiła jak najlepiej! – Pokazałam mu
język, a on wycisnął mi na niego sos toffi, na co się skrzywiłam. – To było
przegięcie, okropne przegięcie, Kubiak.
- Ojoj, po nazwisku,
wkurzyłaś się… - Zrobił skruszoną minę, czym od razu poprawił mi humor. –
Chłopaki ostatnio wyczaili u mnie twoje zdjęcie i chcą cię koniecznie poznać!
- Skąd masz moje
zdjęcia?!
- Halo, ziemia do Zuzy!
Po pijaku dużo rzeczy robimy razem… - Poruszył brwiami z dwuznacznym
uśmieszkiem, na co pokręciłam głową z westchnieniem.
- Dobra, skończyłam.
Smakowało? – Uśmiechnęłam się, siadając obok niego. Postawiłam przed sobą
talerz i zagarnęłam słoik nutelli od Miśka.
- No pewnie,
kuchareczko! – Potargał mi znowu włosy, za co dźgnęłam go w żebra.
- Ej, nie po to rano
spędziłam ponad pół godziny na prostowaniu i ujarzmianiu tej szopy, żebyś teraz
to zniszczył – burknęłam, wygładzając „natapirowane” włosy.
- O, Zuza idzie na
randkę!
- Chyba z kocem –
mruknęłam pod nosem.
- Nie przejmuj się,
maleńka! – Objął mnie ramieniem. – Znajdę ci takiego faceta, że wszystkim wyjdą
gały na wierzch, obiecuję. Przecież nie zostawię cię na pastwę kocyka –
parsknął śmiechem, szczerząc się od ucha do ucha.
- O, naprawdę? –
powiedziałam słodkim głosem i spojrzałam na niego, mrugając kilkukrotnie. – To
mozie od laziu źlub mi kolaćję, ciooo? – Złożyłam usta w dziubek, by zaraz
potem wybuchnąć gromkim śmiechem, widząc zszokowaną minę Kubiaka.
- Wiesz, nie
podejrzewałem cię o takie sposoby…
- Sposoby czego? –
Wstawiłam wodę na kawę, a w myślach przejrzałam zawartość szafy, spoglądając za
okno.
- Omotania sobie mnie
wokół palca – mruknął.
- Jasne, jasne.
Słuchaj, zalej mi i dolej…
- Pół na pół z mlekiem,
łyżeczka cukru. Tak, wiem. – Wywrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się i dałam mu
buziaka w policzek.
- Jesteś niezastąpiony,
lecę nurkować w szafę, bo jakoś niedługo muszę wpaść do biura, a tamtejsze
dziunie lubią o mnie plotkować – wytłumaczyłam szybko, na co pokiwał tylko
głową.
Było wyjątkowo zimno,
więc zdecydowałam się na ciemne jeansy i czerwony sweterek, na to czarną skórzaną
kurtkę i ażurowe kozaki w tym samym kolorze. W uszy włożyłam srebrne kulki,
usta pociągnęłam czerwoną szminką.
- Misiu, założysz mi to
śliczne skrzydełko? – poprosiłam, widząc jak smętnie popija kawę.
- Dawaj.
Kilka sekund i byłam
gotowa w każdym calu, z wielką siłą na uśmiechy w stronę sztucznych asystentek
Karola.
- Masz coś jeszcze w
Kato do roboty? – mruknęłam, pakując torebkę.
- W sumie miałem
zobaczyć, czy naprawili mi zegarek, no i odebrać coś w empiku…
- Poczekasz na mnie,
prawda?
- Boże, dziewczyno,
zróbże sobie w końcu to prawo jazdy, bo niedługo będę pełnoetatowym szoferem,
zamiast siatkarzem – zaśmiał się, zamykając za mną drzwi do mieszkania.
Posłałam mu buziaka i
zakluczyłam królestwo.
***
- Dzień dobry, pan
Kubacki u siebie? – Uśmiechnęłam się sztucznie do plastikowej blondi w
recepcji.
- Tak, ale w tej chwili
ma ważne spotkanie, proszę poczekać – odpowiedziała, wbijając we mnie wzrok
Barbie.
- Dziękuję, poczekam
przed jego gabinetem.
Firma Karola mieściła
się w ścisłym centrum miasta. Na parterze była jedynie recepcja i toalety dla
gości, a sam właściciel urzędował na drugim piętrze, wejście do jego gabinetu
poprzedzało biurko asystentki. Swoją drogą, nie wiem, skąd on brał takie
lalunie, bo jego prawa ręka była chodzącym szkieletem, który wbijał we mnie
martwy wzrok za każdym razem, gdy mnie widziała. Na pierwszym było kilka biur
pracowników, ale nigdy tam nie byłam.
- W czymś pomóc?
- Nie, dziękuję,
przyszłam do szefa.
Rozsiadłam się na
fotelu i wzięłam do ręki najnowszy numer Vogue z Wysp. Karol wiedział, co lubią
czytać kobiety, czekając na swoją kolej. Oczywiście, nie zawracałam sobie głowy
czytaniem artykułów, tylko oglądałam zdjęcia, zabijając czas.
- Zuza?
- Mhm… cześć. –
Wprosiłam się do gabinetu, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Wyjęłam z torebki
kilka teczek i rzuciłam je na biurko, po czym podeszłam do barku. – A gdzie ta
dobra whisky, którą miałeś ostatnio? – rzuciłam, nalewając sobie innego trunku.
- Skończyła się,
ostatnio długo siedziałem w biurze – mruknął zaraz za mną, aż podskoczyłam i
upuściłam szklankę, która roztrzaskała się w drobny mak na drewnianej podłodze.
- Kurwa, przestraszyłeś
mnie i zobacz co zrobiłam – warknęłam, schylając się by pozbierać większe
odłamki szkła.
- Zostaw, Czarnulko, bo
się pokaleczysz – powiedział cicho. Boże, znowu włączył ten uwodzicielski,
chropowaty głos… Pokręciłam głową z przymkniętymi oczami i syknęłam z bólu,
kiedy ostry kawałek rozciął mi skórę. – Mówiłem… - Westchnął ciężko, zabierając
ode mnie wszystko.
Pomógł mi wstać i
usadził na biurku, sam szybkim krokiem wyszedł z gabinetu. Trzymając się za
palec rozejrzałam po wnętrzu. Trochę tu pozmieniał, powiesił kilka zdjęć
Muszkieterów, na co uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Drygnęłam, kiedy wpadł
do pomieszczenia z apteczką w ręku.
- Spokojnie,
szczęściaro – parsknął, uśmiechając się kpiarsko.
- Wcależenieśmieszne –
burknęłam, krzywiąc się gdy opatrywał moją „ranę”.
Zdezynfekował, zakleił
plastrem i… złożył delikatny pocałunek tuż powyżej mojego przegubu. Spojrzałam
na niego, zdezorientowana, ale tylko się uśmiechnął i jakby nigdy nic przejrzał
zawartość teczek.
- Odwaliłaś kawał
dobrej roboty, Zuzka – skwitował z radosnymi iskierkami w oczach. – Z tej
okazji stawiam ci dziś kolację, a odmowa nie będzie brana pod uwagę.
- Karol… - jęknęłam,
opuszczając ramiona.
- Nie-e. – Pokręcił
głową i sięgając ręką przez biurko, potargał mi włosy.
- Okej, okej, tylko
zostaw moją czuprynę!
- Czarnulka. –
Wyszczerzył się, uśmiechając się cwaniacko.
Chyba otworzyłam buzię
z wrażenia, zatapiając się w jego oczach. Serio, musiałam z tym skończyć, póki
jeszcze nic się nie zaczęło… Wiedziałam, że może być dziwnie. I niekomfortowo.
A z drugiej strony przechodziły mnie przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy
patrzył na mnie właśnie w ten sposób, pragnęłam go.
Tak, ja… chciałam go. I
przyznałam to przed samą sobą.
Więc tym bardziej
powinnam się zdystansować, zamiast jeszcze bardziej wpadać w tą otchłań bez dna
w kolorze ciemnego granatu.
- Będę się zbierać,
Karol – mruknęłam niewyraźnie, otrząsnąwszy się z rozmyślań.
- Mam dziś nudny dzień,
zostań. – Spojrzał na mnie miękko, moja silna wola gwałtownie zmalała.
- Nie… nie mogę. –
Próbowałam wymyślić w naprędce wymówkę, ale nic nie przychodziło mi do głowy. –
Poradzisz sobie. – Uśmiechnęłam się i uścisnęłam jego ramię, po czym odwróciłam
się w stronę drzwi.
Zastąpił mi drogę,
zbliżył swoją twarz do mojej i… przejechał kciukiem po policzku.
- Miałaś rzęsę. To
cześć – mruknął, otwierając mi drzwi.
Wyszłam, przeszłam obok
asystentki i dopiero na klatce schodowej odetchnęłam pełną piersią. Miałam
jeden wielki znak zapytania zamiast czystych myśli.
Uśmiechnęłam się na
widok auta Miśka przed firmą. W podskokach wsiadłam do środka i spojrzałam w
stronę Kubiaka rozmawiającego przez telefon. Puścił mi perskie oczko i mruknął coś
do aparatu, po czym się rozłączył.
- Wszystko załatwione?
- No, mam nadzieję, że
naprawdę będę mogła odpocząć przez ostatni tydzień przed prawdziwą pracą –
rzuciłam, zapinając pas.
- Na pewno, bo zabieram
cię na wspaniałe trzy dni w Jastrzębiu! – Wyszczerzył się, zapuszczając silnik.
- CO?
- Właśnie ugadałem
wszystko z chłopakami, nie mogą się doczekać dzisiejszej imprezy… - Jakby nie
słyszał mojego pytania. – Także wpadasz do mieszkania, pakujesz szczoteczkę do
zębów i majtki na zmianę, a resztę dam ci ja!
- Michaś… - jęknęłam,
osuwając się w siedzeniu. – Ja chciałam odpocząć, pospać w końcu do południa,
jak za dawnych bezrobotnych czasów…
- Nie przesadzaj,
ostatnio to ja cię ściągam z łóżka. Poza tym, właśnie, wykorzystaj dobrze te
ostatnie beztroskie dni!
- Jutro odwozisz mnie
do domu – powiedziałam stanowczym głosem, na co się skrzywił.
- Pojutrze? – Zrobił
słodką minę, wydymając wargi.
- Zobaczymy. –
Machnęłam ręką, gdy zaczął się cieszyć jak dziecko.
Pakowanie się na tą
„jedną noc” zajęło mi jednak trochę czasu. Wybierałam się jak sójka za morze, a
to nie wiedziałam, czy okno zostawić uchylone, by było wywietrzone, gdy wrócę,
nie wiedziałam gdzie portfel, a nie zapomniałam zamknąć drzwi? Koniec końców,
koło siedemnastej byliśmy w tesco, na zakupach przed dzisiejszą domówką. Bo pan
Kubiak organizuje domówkę, bym mogła poznać wszystkich jego kolegów, podczas
gdy on raz spotkał Izkę.
- Misiek, ja lubię
milkę oreo… - wymruczałam, wkładając kilka tabliczek czekolady do koszyka.
- No to co, dzisiaj się
nie objadasz, tylko siedzisz w garach!
W odpowiedzi fuknęłam i
powędrowałam zamaszystym krokiem w stronę kas.
***
Koło dwudziestej byli
już koledzy Kubiaka. Michał idealnie wczuł się w rolę pana domu i mimo
początkowych spięć udało mu się opanować sytuację między dwoma zawodnikami,
których imiona umknęły mi z pamięci. Ciągle ich myliłam, mimo iż wielu ich nie
było, co kwitowali uśmiechem i przedstawiali się ponownie.
Jak na typową domówkę
przystało, alkoholu nie brakowało, lał się strumieniami. Panowie grali na
konsoli, albo oglądali poczynania innych, a mnie nie pozostało nic, jak umilić
sobie wieczór sporą liczbą kolorowych drinków, które przyrządzał mi dzielnie
Michał Masny. Polubiłam się z nim, od początku jakoś najbardziej się zgraliśmy,
a kiedy zobaczył mnie siedzącą samotnie na blacie w kuchni, zaoferował swoje
towarzystwo, poświęcając kolejkę w Fifie, czym dodatkowo zapunktował na samym
starcie.
Kubiak zostawił mnie na
pastwę losu, sam grzmocąc w grę. Rozumiałam, że chciał spędzić czas z
przyjaciółmi, ale po co w takim razie tutaj ja? Jako ozdoba, wisienka na
torcie, cytrynka przy kolorowym drinku? Równie dobrze mogłam siedzieć w domu,
wypoczywać.
- Jak tam nasza mała
brunetka? – czknął za mną Kubiak. – O, widzę, że mój imiennik się tobą zajął! –
ucieszył się, chwiejnym krokiem zmierzając do lodówki.
- Zostawiłeś mnie,
musiałam jakoś sobie poradzić, a ten Michał przynajmniej wie, że damę nie
zostawia się bez towarzystwa – fuknęłam, odgarniając włosy do tyłu.
Misiek zaraz cofnął się
do kuchni, spojrzał na mnie ze skruszoną miną i świecącymi się oczyma, na co
pokręciłam tylko głową. Takie sztuczki już na mnie nie działały, uodporniłam
się!
- Mała, no weź –
wymruczał, odstawiając szklankę z lodem na blat. – Musiałem się nimi zająć,
inaczej byłoby, że sprowadzam sobie laskę do domu i ich olewam.
- Jasne – rzuciłam
lekceważąco, po czym upiłam łyka swojego drinka.
- Chodź do nas, zagrasz
kolejkę w NFS, dostaniesz fory, spokojnie… - Poklepał mnie po plecach i wrócił
do salonu.
Nie musieli długo
czekać na pogrom z mojej strony. Bo który z nich mógł wiedzieć, iż swego czasu
grywałam w te wyścigi całymi nocami?
- No weź, nie mówiłeś,
że taka ostra z niej konkurencja! – jęknął Wojtaszek, gdy po raz kolejny
odtańczyłam happy dance na kanapie.
- Nie wiedziałem –
mruknął pod nosem siedzący obok Kubiak. – Nie przyznawała się nigdy, jędza
jedna!
- Ja ci zaraz dam,
jędza! – fuknęłam niczym rozjuszona kotka.
A zaraz po tym rzuciłam
się na niego, wbijając mu palce między żebra i łaskocząc. Kiedy już błagał o
litość, a jego klubowi koledzy nie mogli się powstrzymać od śmiechu,
przestałam. Wstałam z kanapy i z gracją otrzepałam teatralnym gestem dłonie o
uda, po czym pewnym krokiem podreptałam do łazienki.
- Boooże… - szepnęłam
do lustra, widząc swoje odbicie. Wyglądałam, jakbym przed chwilą wstała z
łóżka. Idealne kreski na powiekach były rozmazane, od gry miałam zaróżowione
poliki, a oczy zaczerwienione. Wydmuchałam nos i wzruszając ramionami na swój
wygląd, wyszłam.
Salon wyglądał jak
pobojowisko. Wszędzie pełno resztek jedzenia, puszek i szklanek, a z głośników
dobywała się cicha, przyjemna dla ucha muzyka – całkowite przeciwieństwo ryku
towarzyszącego NFS. Nie było widać żadnego z mężczyzn, Michała zobaczyłam
dopiero odwracając się w stronę kuchni.
- A gdzie wszyscy? –
Uniosłam brew.
- Poszli, mieli dość
przegrywania. – Wytknął mi język, za co dostał poduszką po głowie. – Pomożesz
mi z tym? – Wskazał brodą na szklanki, sam trzymając naręcze śmieci.
- Się robi. I idziemy
spać, prawda? – rzuciłam, ziewając potężnie. Dochodziła druga, najwyższy czas
do łóżka.
Pokiwał tylko głową i
zawiązał czarny worek z odpadkami, po czym wystawił go na balkon. Ach, więc tak
wyrzuca śmieci pan Kubiak…
Po kilkunastominutowej
kłótni, fochu i proszeniu, wygrałam. Całe łóżko dla mnie! Materac był nieziemsko
mięciutki, koszulka, którą dostałam do spania, pachniała Miśkiem, a poducha
idealnie układała się pod głową. Nic więc dziwnego, że sny miałam przyjemne i
lekkie.
- Mała, wstawaj –
mruknął mi ktoś wprost do ucha, a ja tylko nakryłam się szczelniej kołdrą.
Usłyszałam tylko
chichot Kubiaka, a zaraz po tym ciche kliknięcie zamykanych drzwi.
Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku, z przerażeniem stwierdzając, iż jest
grubo po jedenastej. Przespałam cały poranek! W biegu chwyciłam szczoteczkę do
zębów z torby i wyszłam z sypialni.
- Dlaczego wcześniej
mnie nie zbudziłeś? – jęknęłam, wpadając na Michała w drzwiach łazienki.
- Bo sam niedawno
wstałem, uspokój się – zaśmiał się, wycierając włosy ręcznikiem.
- Mhm, co dziś robimy?
- Ja idę popołudniu na
trening, a teraz pobiegać, żeby się pozbyć okropnego kaca – mruknął, wyciągając
z szafki płyn do płukania ust.
- Bieganie na kaca? A
to nie lepiej zjeść rosołek i pójść spać? – Ściągnęłam brwi, biorąc się pod
boki.
- Nie u mnie, Zuzka –
zaśmiał się, pocierając czoło.
- Dobra, to idź biegać,
a ja wezmę prysznic i zrobię jakieś jedzenie. – Wygoniłam go z pomieszczenia,
po czym wskoczyłam do kabiny i puściłam gorącą wodę.
Prysznic w domu Kubiaka
był moim zdecydowanie ulubionym meblem. Miał wszystkie te świetne opcje, które
reklamują w telewizji, radio i masażer. Nucąc pod nosem jakiś hit ostatnich
dni, wmasowałam w głowę trochę szamponu i umyłam zęby. Owinąwszy się
ręcznikiem, wyszłam z łazienki po ubrania. Na moje nieszczęście, Misiek nie
zdążył jeszcze wyjść z domu, więc zastałam go w kuchni. Tworzył jakąś miksturę,
która miała niezbyt zachęcający, zielonkawy kolor.
- Co to jest?
- Miks witamin. –
Wyszczerzył się, lustrując uważnym wzrokiem moje nogi.
- Spieprzaj, Kubiak –
mruknęłam, znikając za drzwiami sypialni.
Po ubraniu się,
wygonieniu Michała na rundkę po osiedlu, sama zmusiłam się do pójścia po bułki.
Przed sklepem spotkałam zmarnowanego Masnego, który na mój widok się
rozpromienił.
- Miło widzieć, że
chociaż ty się dziś nie męczysz. – Zdjął okulary przeciwsłoneczne z nosa,
ukazując lekko widoczne sińce pod oczami.
- Bo miałam wspaniałego
barmana, tylko dlatego! – zaśmiałam się perliście, na co lekko się skrzywił i
potarł czoło. – Przepraszam – szepnęłam i parsknęłam śmiechem. – W ramach
rekompensaty, zapraszam do nas na śniadanie.
- O, to już tak
poważnie? – Puścił mi perskie oko, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, jaką
gafę palnęłam. Otworzyłam usta, nie wydając z siebie żadnego dźwięku,
spąsowiałam i pokręciłam tylko przecząco głową. – Spokojnie, nikomu nie powiem
– zaśmiał się i otworzył przede mną drzwi do Groszka.
- Będzie kac-jajecznica
i Jeżyki do kawy – mruknęłam wymijająco, biorąc koszyk.
Szybkie zakupy
zamieniły się w gonitwę po całym sklepie – nie wiedziałam, że z Masnego taki
śmieszek. W końcu wpadliśmy na Miśka przed klatką, który zaraz zabrał mi siatki
i kazał zmiatać na górę.
Na całe szczęście,
wyjazd do Jastrzębia nie okazał się kompletną stratą czasu. Wypoczęłam, a tego
mi było trzeba. W sumie sama nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo pochłonęły
mnie przygotowania do trasy i… kontakty z Karolem. Dopiero teraz dostrzegłam,
jak zaniedbałam Kubiaka i naszą przyjaźń. Cieszyłam się, że poznałam jego
kumpli, w gruncie rzeczy (i po kolejnym spotkaniu, tym razem w barze, przy
piwie, na luzie) okazali się przezabawnymi, pozytywnymi ludźmi.
Nadszedł dzień wyjazdu.
Spakowałam swoje manatki i na pożegnanie poszłam na trening Jastrzębskiego.
Raczej przyglądałam się wygłupom chłopaków, aniżeli grze, ale i tak było miło
zobaczyć ich wszystkich w akcji. Zafascynowało mnie, jak bardzo potrafią się
skupić, jak współpracują, dopracowują wszystkie, nawet najdrobniejsze
szczegóły. Byli dobrzy w tym, co robili, i co do tego nie miałam wątpliwości.
Po powrocie do czterech
ścian zrobiłam gruntowne porządki. Śmieci nazbierało się trzy worki, ale
przynajmniej wszędzie było czyściutko, nawet poodkurzałam pajęczyny w rogach. Z
żalem wyciągnęłam walizkę i powoli zaczęłam wkładać do niej rzeczy, które na
pewno musiałam zabrać, a których potrzebować przez te kilka dni w domu nie
będę.
Wieczorem podjechałam
do studia, gdzie Muszkieterzy mieli próby. Byli już strasznie podekscytowani
wizją trasy i podróżowania po całym kraju, pokazywali, ile to fanów na nich
czeka. Prowadzeniem fanpejdża zajmowali się osobiście, chcąc mieć jak najbliższy
kontakt ze swoimi słuchaczami. Posłuchałam ich z uśmiechem na twarzy, widząc
ich zaangażowanie i uciechę z własnej muzyki.
Pod koniec przyszedł
Karol i usiadł obok mnie, bezceremonialnie kładąc rękę na oparciu mojego
fotela. Nie zwróciłam na to większej uwagi; skupiłam się na chłopakach i
dotrwałam dzielnie do końca, niby nie zauważając obecności managera.
- Cześć Zuza –
powiedział, kiedy próba dobiegła końca.
- Hej – mruknęłam,
zbierając swoje rzeczy. Czułam się nieswojo, nie chciałam przebywać z nim zbyt
długo w jednym pomieszczeniu wiedząc doskonale, jak na mnie działa.
- Zuza! Jak ci się
podobało? Cholera, nie mogę uwierzyć, że w czwartek zaczynamy! – Kuba złapał
mnie pod ramię i zaczął opowiadać niestworzone historie i pomysły na odpały na
scenie.
- Wiesz, Kubuś, megafon
jest okej, ale kastety i te sprawy… - Pokręciłam głową. – Nie sądzę, by ochrona
jakiegokolwiek klubu pozwoliła na coś takiego.
- No ale…
- Słyszałeś, co
powiedziała Zuza – warknął za mną Karol, kładąc mi rękę na plecach. Wyprostowałam
się, wciągając gwałtownie powietrze. – A teraz jedźcie do domów wypocząć, jutro
próba o tej samej porze, później wolne i czas na ostatnie zakupy. W czwartek
rano wyjeżdżamy i nie wracamy do Katowic przez trochę czasu…
- Tak, wiem, wiem –
burknął pod nosem Kuba i zabrał swój plecak, zatrzaskując za sobą drzwi z
hukiem.
- Co go ugryzło? –
Spojrzałam na Karola, uśmiechnął się tylko tajemniczo i wziął moją torebkę.
- Ktoś chyba umówił się
ze mną na kolację i mnie wystawił… - Uniósł brew i zrobił kpiarską minę.
- Przepraszam, byłam w
Jastrzębiu przez kilka dni – odparłam oschle, nie reagując na jego zaczepki.
Bądź profesjonalna, Konopka!
- Więc teraz to
nadrobimy, co ty na to?
- Ja… nie jestem pewna,
czy mam czas – wyjąkałam, spuszczając wzrok na swoje buty. Powinnam zabrać ze
sobą kapcie, czy dadzą mi jakieś hotelowe? Będę musiała zadzwonić i popytać.
- A ja jestem pewien,
że mnie unikasz, Czarnulko. – Boże, jak on to robił, w jednej chwili normalny,
a w drugiej ten nieznoszący sprzeciwu, ochrypły, pociągający głos?
- To nie tak, ja po
prostu…
- Opowiesz mi przy
jedzeniu. Wyglądasz jak manekin, żadnego życia, żadnych kobiecych kształtów –
rzucił oskarżycielsko, dźgając mnie w żebra.
- Nie twoja sprawa, czy
jestem kobieca, czy nie – fuknęłam, wychodząc z pomieszczenia.
- Chodź, tędy. – Brunet
obrócił mnie do siebie i poprowadził w odpowiednią stronę.
Czy on zawsze musiał
wiedzieć lepiej i więcej? Dlaczego to ja choć raz nie mogłam być tą bardziej
zorientowaną, opanowaną osobą z tej dwójki?
Rozdział przejściowy, musiał się pojawić, by opowiadanie nabrało jakiegoś sensu. Nie podoba mi się, nie potrafię pisać takich sielankowych kawałków... Obiecuję poprawę! ;P
Dawno tu nic nie było, nie wiem, czy w najbliższym czasie da się coś z tym zrobić - piszę w wolnych chwilach i proszę o zrozumienie. :)
Coraz bliżej Święta... ;)
przeokropnie mi szkoda, że to Karol, a nie Kubiak wywołuje w Zuzie gorące uczucia i mocniejsze bicie serca. bo to z Michasiem tworzy dwie połówki jabłka, pomarańczy, czy jakiegokolwiek innego owocu. śliwek na przykład, też może być :) także ten, niech Konopka robi tę karierę w szoł biznesie, rozsławia Muszkieterów i nie zapomina o Kubiaku, bo jak są osobno, to chyba im troszkę źle, prawda? :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, że Zuza całkowicie odpuści sobie Karola i skupi się na Kubiaku, bo widać, że by do siebie pasowali
OdpowiedzUsuńZuza ma nie lada orzech do zgryzienia. Z jednej stront w zupełności pociągający ją Karol dla którego z pewnością większość z nas straciłaby głowę, a z drugiej Kubiak. Widać ,że osoba Karola ją intryguje i wywołuje jakby to ująć przyśpieszone tętno, ale czy to jest ten właściwy? Z drugiej strony ma Kubiaka, który choć czasem ją wnerwia i traktuje bardziej jak przyjaciela to jednak wydaje mi się ,że choć on tego nie mówi głośno to mu zaczyna na niej co raz bardziej zależeć. Myślę ,że powinna coś zadecydować i nie zwodzić ich dwóch za długo bo w końcu może stracić obu a tego z pewnośćią by nie chciała. Ja osobiście jestem w team Kubi i trzymam z całych sił za niego kciuki, bo wiem ,że i Zuzie nie jest obojętny :)
OdpowiedzUsuńŚciskam ♥
PS. Zapraszam serdecznie na nowy epizod na:http://sprzeczni.blogspot.com/2013/12/sprzecznosc-czternasta.html :*
Zapraszam na nowy i ostatni w tym roku epizod na:http://sprzeczni.blogspot.com/2013/12/sprzecznosc-pietnasta.html :*
Usuń