Wrześniowe wieczory zaczynały być coraz zimniejsze, krótkie
spodenki poszły w kąt, a ich miejsce zajęły ciepłe swetry i wytarte jeansy.
Przygotowania do trasy chłopaków szły pełną parą… Jak zwykle wychodziły na jaw
braki w sprzęcie, przecięte kable od słuchawek. Miałam ręce pełne roboty,
spałam kiedy mogłam, a nie, kiedy chciałam.
Iza odezwała się, pisząc krótką wiadomość, że „jest ok” i
odezwie się, gdy wszystko przetrawi. Próbowałam się do niej dodzwonić, umówić
na jakieś spotkanie, ale bezskutecznie. Michał stwierdził, że to ona musi
chcieć mojej pomocy, a nagabywanie na pewno nic tu nie wskóra. Ciężko było mi
to tak zostawiać, ale w końcu nagrałam jej się na pocztę, mówiąc, że może na
mnie liczyć o każdej porze dnia i nocy. Musiała zrozumieć, że nie będę za nią
latać, bo w końcu miałam też i swoje obowiązki.
Z westchnieniem narzuciłam na siebie jakąś bluzę, na nogi
wsunęłam adidasy i wybiegłam z mieszkania do czekającego pod klatką Karola.
Przywiózł mi jakieś papiery, sam jechał na wieczorną próbę do studia. Dawno nie
słyszałam chłopaków na żywo, ale po prostu nie było czasu, by pojawiać się na
ich występach.
- Cześć – mruknęłam, wyciągając z kieszeni paczkę fajek.
Odpaliłam papierosa i spojrzałam wyczekująco na bruneta.
- Mówiłem ci, żebyś nie paliła… - Podał mi czarną wypchaną
teczkę i wyjął papierosa z ust, zaciągnął się. – Sprawdź Warszawę, dogadaj ten
nocleg, bo jednak zostajemy. Szczecin odwołany, po wydaniu płyty tam zawitamy,
zapisz sobie gdzieś. Szóstego października wyruszamy, wracamy koło czternastego
grudnia, więc radzę zacząć się pakować… - Przejechał dłonią po twarzy,
zastanawiając się, czy ma mi coś jeszcze do przekazania. On też był wyczerpany,
to na nim spoczywał obowiązek odpowiedniego przygotowania i ustalenia dat
koncertów.
- A co z transportem? Mówiłeś, że chłopaki nie wyrobią się z
przeróbką tego busa? – Zmarszczyłam brwi, przejeżdżając ręką po włosach.
Przydałby się fryzjer, najlepiej zaraz, zniszczone końcówki ciągle latały mi
wokół twarzy.
- To wyjdzie w praniu, mają zrobić tak, żeby było dobrze.
- Okej, a to? – Pomachałam mu teczką przed nosem.
- Wszelkie zezwolenia i inne pierdoły, zeskanuj, wrzuć mi na
maila i wyślij do sponsorów, ale nie używaj opcji „do wielu”, bo to
lekceważenie… według nich. Plus, niektórzy się nie lubią, lepiej być ostrożnym.
- Okej… - Wzdrygnęłam się z zimna. Potarł mnie po ramionach,
by po chwili mocno do siebie przycisnąć.
W chwili, gdy poczułam jego perfumy, miałam w nosie to, ile
mam jeszcze roboty do odwalenia, że za dwa tygodnie mam być spakowana i gotowa
na podbój Polski, liczyło się tylko to, że jest ze mną. Westchnęłam cichutko i
wczepiłam się palcami w jego łopatki, na co się zaśmiał i poczochrał moją
nie-fryzurę. – Idź już – mruknęłam, nie mając zamiaru się ruszyć.
- Spokojnie, Czarnulko, dla ciebie znajdę jeszcze chwilę –
szepnął nad moim uchem, dobrze wiedząc, że jego głos wywołuje u mnie dreszcze.
Bynajmniej nie z wszechobecnego zimna.
Odkąd coraz więcej czasu spędzaliśmy na organizowaniu trasy
Muszkieterów, zbliżaliśmy się do siebie małymi krokami. Raz była to podwózka w
środku nocy, kiedy zapomniałam portfela od Michała, a na drugi dzień on
wyjeżdżał na drugi koniec kraju, by grać sparing, drugim razem poranna kawa
przyniesiona mu do biura. Wiedziałam, iż „to” nie ma racji bytu, ale wtedy
przychodziła myśl, że wszystkiego trzeba w życiu spróbować, a Karol lubił nowe
doznania. O czym się przekonałam, gdy w zeszły weekend zabrał mnie na ściankę –
przed obiadem, taka tam, niedzielna rekreacja, coby się nie nudzić.
- A co powiesz na kolację jutro? – Odsunął mnie od siebie i
spojrzał w oczy, tak bardzo zaspane i zapewne podkrążone przez niedobór snu.
- Jeśli się wyrobię z tym wszystkim – popukałam palcem w
teczkę – i ogarnę się na tyle, by móc wyjść z domu, do ludzi, to myślę, że to
nawet dobry pomysł. – Uśmiechnęłam się, a brunet podniósł mój podbródek do
góry.
- To jesteśmy umówieni – szepnął tuż przy moich ustach,
poczułam, jak się rumienię i odwróciłam głowę w bok tak, że jego pocałunek
wylądował na moim policzku. Pokręcił lekko głową, spoglądając mi w oczy, na co
wzruszyłam ramionami, udając, iż nie wiem, o co mu chodzi. – Nie siedź za długo
w tych papierach – powiedział na pożegnanie, uścisnął mnie ostatni raz i wsiadł
do auta. Pomachałam mu i wróciłam do siebie.
Włączyłam ogrzewanie, wstawiłam wodę, przyniosłam sobie koc.
Po zrobieniu kawy i zawinięciu się w kokon, wzięłam laptopa na kolana i
wróciłam do pracy.
Kilka godzin i telefonów później, kiedy oczy same mi się
zamykały, a za oknem powoli zaczynało się przejaśniać, odstawiłam komputer,
zasłoniłam okna i wyciszyłam telefon z postanowieniem, że dziś się wyśpię.
Obudził mnie zapach kawy i cicha muzyka lecąca z radia.
Leniwie się przeciągnęłam i zmrużyłam oczy pod wpływem światła sączącego się
przez okna. Ziewając pod nosem, wstałam i potarłam nos, a widząc jakąś postać
stojącą tyłem do mnie, zamarłam. Jak na zawołanie osobnik się odwrócił i zaczął
śmiać, a ja gdzieś w zakamarkach pamięci odnalazłam ten dźwięk jako rechotanie
Kubiaka.
- Gdybyś mogła zobaczyć swoją minę teraz! Jakbyś zobaczyła
ducha! – zawołał, stawiając na stole wielki kubek kawy z mlekiem.
- Myślałam, że to włamywacz, ale który złodziej robiłby mi
śniadanie – mruknęłam, obcinając go wzrokiem od stóp do głów. Wyglądał jak
student, z tymi okularami na nosach. Inteligent, phi. Dopasowana koszulka opinała
rozbudowane mięśnie, a dresowe spodnie z logo jego drużyny przywołały uśmiech
na moją buzię.
- Następnym razem zaklucz się przed pójściem spać, ciołku… -
Zmroził mnie spojrzeniem.
- Masz fioła na punkcie bezpieczeństwa, Kubiak. Nikomu nie
przyszłoby do głowy, że w ogóle jestem w domu, albo inaczej – że z tego
mieszkania da się cokolwiek wynieść. – Wskazałam podbródkiem na potężne, stare
drzwi, pamiętające jeszcze drugą wojnę światową.
Mimo wszystko, uwielbiałam ten budynek. Miał swoją historię,
nie został przerobiony na nowoczesny styl, o czym świadczyły wysokie
pomieszczenia i solidne drzwi do każdego pokoju. Sama nie uległam pokusie i nie
zmieniłam za bardzo wnętrza, wprowadzając się tutaj – po pierwsze, z braku
pieniędzy na widzimisię, a po drugie, uważałam, iż to mieszkanie ma swój
charakter, którego nie należy zmieniać.
- Nie przeginaj – warknął, zanurzając usta w czarnej kawie.
- Co tak w ogóle u mnie robisz?
- Jestem kontuzjowany, mała, nie trenuję i się nudzę… -
Nachmurzył się, pokazując obtaśmowane palce prawej ręki.
- Jezus Maria, Michał, czy ty zawsze musisz coś sobie
zrobić?! – Ściągnęłam brwi, biorąc jego chorą łapkę w swoje. Skrzywił się, gdy
dotknęłam palca serdecznego.
- Taka praca – mruknął, szczerząc się mimo bólu.
- No to uważaj, bo niedługo nie będziesz miał czym pracować
– bąknęłam, delikatnie układając jego dłoń na stole.
- Nie jestem z porcelany, ciągle ktoś jest kontuzjowany, nie
ma o co się burzyć.
- Niby na tym zyskuję, ale szkoda mi ciebie – przyznałam,
zabierając się do pałaszowania naleśników z nutellą.
- Ojej, ktoś się o mnie martwi! – zapiszczał słodkim
głosikiem i parsknął śmiechem. Zrobiłam obrażoną minę i szturchnęłam go w bok.
– No już, nie bocz się na mnie…
- Chodź, nie będziesz tak mnie nawiedzał bezczelnie –
rzuciłam, wstając od stołu.
- Nie zjadłaś!
- Nie muszę, nie jestem głodna! – warknęłam, biorąc laptopa
ze sobą na kanapę.
Ostatnio nie jadłam zbyt wiele, nie miałam na to czasu, ani
chęci. Potrafiłam zapomnieć o posiłkach w wirze pracy. Waga pokazywała coraz to
mniejsze cyferki, a wszystkie spodnie wisiały na tyłku, ale nie przejmowałam
się tym, zganiałam raczej na stres.
- Będziesz siedzieć u mnie w pokoju i wkładać dokumenty do
skanera, a jak się zeskanują, będę krzyczeć, i wkładasz następne –
poinstruowałam go, wciskając czarną tekę w ramiona. – Albo przewracasz na drugą
stronę – dodałam po chwili, za co dostałam pstryczka w nos.
- Tak chory nie jestem, rozumiem. Dużo tego masz? – Zerknął
do środka. – Boże, mówiłaś coś, że masz fajnego szefa, tak? – Kiwnęłam głową. –
No to dlaczego ktoś inny nie mógłby tego zrobić?
- Bo to ja opiekuję się Muszkieterami, ośle – zaśmiałam się,
popychając go w stronę sypialni.
- Dobra, nie wnikam! – Uniósł ręce w geście obronnym, jak to
miał w zwyczaju robić, gdy temat schodził na Karola i ogrom pracy zwalany na
mnie.
Po godzinie wszystkie dokumenty były zeskanowane i rozesłane
do sponsorów, a koncert i nocleg w stolicy ostatecznie dopięty na ostatni
guzik.
- O cholera… - mruknęłam, patrząc na stan swojego bankowego
konta. – Michał, dostałam pierwszą wypłatę! – wydarłam się, skacząc jak mała
dziewczynka.
- Już? – zdziwił się, zaglądając mi przez ramię. – Jesteś
pewna, że ty tylko załatwiasz te koncerty? – Spojrzał na mnie podejrzliwie i
poruszał dwuznacznie brwiami, za co dostał po głowie.
- Wiesz co Kubiak, lecz te palce, bo na mózg, a raczej jego
pozostałości, już za późno! – warknęłam, rzucając w niego poduszką. – Haruję
dzień i noc, dzisiaj wyjątkowo spałam trochę dłużej.
- Przecież żartuję, wiem, że taka nie jesteś! – Cmoknął mnie
we włosy, chcąc zadośćuczynić.
- Chodź, pojedziemy na zakupy, bo w życiu się nie wyrobię do
wyjazdu. Poczekasz, wezmę prysznic? – Spojrzałam na niego, powęszył wokół mnie,
skrzywił się i pokiwał ochoczo głową.
- Zdecydowanie prysznic ci się przyda – szepnął, jakbyśmy
nie byli sami.
- Jesteś okropny! – Tupnęłam nogą i trzasnęłam drzwiami do
sypialni.
- No weź, co ty, przed okresem jesteś? Taka jędzowata! –
Wszedł jak do siebie, a ja czym prędzej zasłoniłam się koszulką.
- Ehm. Wyjdź. – wycedziłam, widząc jego wielkie oczy. –
Kubiak, już! – zawołałam, czując, jak czerwień wypływa na moje policzki. Nie
odwracając się, złapał za klamkę i wyszedł, a ja odetchnęłam z ulgą.
Przygryzłam wargi, mając mętlik w głowie. Dlaczego po prostu
nie wyszedł?! Nie ma na co się gapić, przecież nieraz byliśmy na basenie,
nieraz spaliśmy obok siebie, jesteśmy przyjaciółmi. Dlaczego nie zamknęłam
drzwi, grr. Zdjęłam wczorajsze ciuchy, opatuliłam się szlafrokiem i zagarniając
po drodze czystą bieliznę, poszłam do łazienki.
Po długim prysznicu i ogarnięciu się co nieco, zastałam
Michała rozwalonego na kanapie przy nowym Prawie Agaty.
- No, nie mogłeś poczekać! – fuknęłam, idąc do lodówki po
sok. – Ubieram się i lecimy, muszę kupić kilka cieplejszych rzeczy i jakieś
spodnie, bo wszystkie na mnie wiszą, a tyłek mam całkiem niezły – jęknęłam,
upiwszy trochę płynnej pomarańczy. Pokiwał tylko głową, nie reagując na moje
zaczepki. Obraził się, czy co?
Zarzuciłam na siebie koszulę i jeansy, dobrawszy do tego
buty i sweter, stanęłam przed szatynem leżącym z pilotem w ręku. Spojrzał na
mnie pytającym wzrokiem spod uniesionych brwi.
- No chodź. Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam –
powiedziałam, przeciągając samogłoski. Uśmiechnął się leniwie i pociągnął mnie
za nadgarstek, a ja z piskiem runęłam na niego, tracąc równowagę. – Kubiak,
uspokój się – wrzasnęłam, gdy zaczął mnie łaskotać.
- Chodź na te zakupy, bo nie mogę się patrzeć na te twoje
majtki w misie! – Wytknął mi język, a ja spaliłam buraka.
- Nie mam faceta, nie muszę chodzić non stop w seksownej
bieliźnie – mruknęłam pod nosem, zgarniając torebkę z wieszaka w przedpokoju.
- Oj nie musisz, nie musisz – zaśmiał się, zabierając ze
stołu portfel i klucze.
Droga do jednego z centrów handlowych nie zajęła nam zbyt
długo – trafiliśmy na okienko w katowickich godzinach szczytu. Po przymierzeniu
kilku par spodni aż mnie skręcało, by wziąć pierwsze lepsze, ale Michał był
dzielny i brnął dalej w gąszczu sklepów z różnorakimi ubraniami. Zaciągnął mnie
do Levi’s, gdzie uśmiechnął się do ekspedientek, a te błyskawicznie pokazały mi
najlepsze sztuki, jakie miały w sklepie. W końcu wybrałam dwie pary i
zadowolona, że mam co wrzucić na tyłek, wyszłam.
- Wiesz, wrócimy się jeszcze kawałek, wezmę sweter, który
wpadł mi w oko, no i myślałam o nowych adidasach, te moje po ostatnich
deszczach umarły – powiedziałam ze smutną miną.
- W tą trasę pasowałoby ci jeszcze znaleźć jakąś dobrą
kurtkę, przyda się, uwierz na słowo – rzucił, ciągnąc mnie w stronę sklepu z
odzieżą i obuwiem sportowym.
Po jakimś czasie wyszłam i z kurtką, i z butami. Kubiak
okazał się niezawodny, jeśli chodzi o wybór adidasów, nawet nie jęczał, kiedy
zastanawiałam się nad kolorem. Ocieplaną wiatrówkę w ładny wzór sam wcisnął mi
na ramiona, upierając się, iż w tej wyglądam najlepiej. Zaufałam mu i się nie
zawiodłam – była idealna, nie wisiała jak większość, a szarość z niebieskimi
wstawkami dobrze współgrała z czernią moich włosów.
- Chodź po tą seksowną bieliznę – zarechotał, ciągnąc mnie
za rękę w stronę Esotiq.
- Ale Misiek, ja naprawdę nie potrzebuję, moje majtki w
misie mi wystarczają – burknęłam, widząc jego uradowaną minę na widok regałów
ociekających zmysłowymi koronkami.
Wywracając oczami, podeszłam do niego, a ten zaczął mi
wciskać, co tylko wpadło mu w oko. W końcu zdenerwowana ekspedientka
zaproponowała pomoc, pytając o szukany rozmiar.
- Strzelam, że… - Spojrzał na mój biust wzrokiem eksperta,
za co dźgnęłam go w żebra. Zdezorientowana szatynka wodziła po nas błędnym
wzrokiem. – 75D!
- Brawo, czubku, może podwójne od razu – sarknęłam i
odwróciłam się do dziewczyny. – Proszę się nim nie przejmować, a najlepiej w
ogóle ignorować. Szukam 75C z tego czarnego… - Wyrwałam biustonosz Kubiakowi.
- To ja pójdę na tamtą stronę – szepnął mi na ucho,
wskazując półki z pończochami. Wywróciłam oczami i skupiłam uwagę na ekspedientce,
doradzającej mi ochoczo.
Kiedy w końcu dotarłam do przymierzalni, obładowana
wszelkiej maści stanikami, dopadł mnie niebieskooki, dokładając jeszcze stosik
kusych majtek.
- Chyba sobie kpisz – parsknęłam, podnosząc skrawek koronki
udający stringi. – Możesz to kupować swojej dziwce, mnie tego nie wciśniesz –
mruknęłam, zamykając mu drzwi kabiny przed nosem.
Ostatecznie po bieliźnianych transakcjach wylądowaliśmy w
Empiku, gdzie Michał spotkał kilka fanek, więc zeszło nam nieco dłużej, niż
przewidywaliśmy. Obładowani zakupami, dzierżąc dodatkowo po torbie z chińskim
żarciem w ręku, powoli szliśmy na parking, kiedy usłyszałam wołanie za plecami.
Odwróciłam się, omal nie wypuszczając wszystkiego z rąk.
Przede mną stała Iza.
- No cześć, lalu! – Podbiegła do mnie, wycałowała i
zlustrowała rozbieganym wzrokiem Kubiaka. – Izka jestem! – zapiszczała,
potrząsając gorliwie dłonią siatkarza.
- Michał – rzucił, spoglądając na mnie z niemym pytaniem w
oczach. Pokiwałam tylko głową, przymykając oczy.
- Pomyślałam sobie, że cię zaczepię, no bo dawno się nie
widziałyśmy – zaśmiała się perliście, jakby właśnie powiedziała żart roku.
- Nagrałam ci się – mruknęłam, spoglądając na nią nerwowo.
- A wiesz, numer zmieniłam ostatnio, także przepadło, bo
wiesz, ktoś mi komórę zajumał w klubie, jak z Przemciem na imprezkę sobie
poszliśmy ostatnio – trajkotała, nadużywając niektórych słów. Pokiwałam głową
ze sceptyczną miną, zerkając na Kubiaka stanowczym wzrokiem.
- Mała, idziemy? – Uff, zrozumiał.
- Ooo, Konopka, nie chwaliłaś się, że masz takiego
przystojnego facecika! – Ruda zatrzepotała rzęsami, rozglądając się na boki.
- Iza, pamiętasz naszą rozmowę? – powiedziałam, czując gulę
w gardle. – Bo ja owszem. Miałaś skończyć z tym gównem – syknęłam w jej stronę.
- Lala, co ty pieprzysz! – parsknęła, oglądając końcówki
swoich włosów, związanych w kucyka na czubku głowy. – Z Przemem mamy wakacje
swojego życia, patrz! – Podniosła rękaw bluzy, ukazując mi tatuaż-serce, z
imieniem swojego kochasia w środku. – Chcemy się niedługo pobrać, mieszkamy
razem, jest przeprzeprzecudownie, laska! – Wyszczerzyła się, zaciskając
szczękę.
- Zuza, chodźmy już, spóźnimy się… - Kubiak widząc moje
latające z nerwów ręce, objął i poprowadził w stronę auta.
- Dziunia, zdzwonimy się! Buźka!
Oddałam pakunki Michałowi, a sama wsiadłam do wozu i
pokręciłam głową z otwartymi ustami, nie wierząc w to, co właśnie się stało. Po
chwili poczułam rękę szatyna na swojej, gładził mnie uspokajająco.
- Zostaw mnie – wycedziłam, czując, jak gotuję się w środku.
– Boże, Michał, to jest całkiem inna osoba! Ja pierdolę! – Złapałam się za
włosy, chcąc zająć czymś ręce. – Widziałeś jej oczy? To, jak mówiła? Jak się
uśmiechała?! Jaki kurwa ślub?! Może niech na dupie sobie wytatuuje jego
podobiznę, kurwa! – Walnęłam pięścią w deskę rozdzielczą, jęcząc chwilę potem z
bólu.
- Mała, wyluzuj – mruknął, zapuszczając silnik. – Ona nie
jest już tą samą Izką, prochy ją zmieniły, zakładam, że Przemuś także.
- Ja chciałam jej pomóc, ale się wymawia, co ja mam zrobić,
żeby przestała? – Wypuściłam powietrze z płuc, wyjęłam paczkę marlboro z
torebki. – Przepraszam, muszę – warknęłam, widząc jego spojrzenie kipiące
dezaprobatą.
- Nie pomożesz jej już – powiedział cicho, kiedy byliśmy już
na moim osiedlu, po kilkunastu minutach milczenia. – Miałem kiedyś przyjaciela,
wiesz, trenowaliśmy razem, wszystko razem… - Uśmiechnął się nikle. – On zaczął
imprezować coraz bardziej, znalazł nowe towarzystwo, w końcu rzucił treningi.
Dwa lata temu pojechałem do Wałcza, tak się złożyło, że wpadłem na jego matkę…
zapytałem się, jak leci, czy Mirek już na studiach, a ona zaczęła płakać na
środku ulicy. Mówić, jaki z niego dobry był chłopak, jaki zdolny. Okazało się,
że pół roku wcześniej go pochowała, zaćpał się – mruknął, parkując pod moją
kamienicą. Wciągnęłam powietrze i spojrzałam na niego szklanymi oczami. – Nie
wiedziałem, że on tak naprawdę. Miał motto, że w życiu wszystkiego trzeba
spróbować, no i przepróbował – sarknął, wysiadając z auta. Otworzył mi drzwi. –
Otwieraj królestwo, zaraz robisz mi pokaz mody w tych wszystkich ciuszkach. –
Potargał mi czuprynę i zabrał się do noszenia zakupów. Mimo wszystko
uśmiechnęłam się do niego i pognałam na górę.
„Pokaz mody” trwał nieco ponad dwie
godziny, a w każdym stroju musiałam wypić z Miśkiem po kieliszku wódki. Humory
znacznie nam się poprawiły, chwilowo przestałam się przejmować losem Izki.
Właściwie, wszystko poszło w odstawkę.
Nawał czekającej pracy, piętrzące się wiadomości i nieodebrane telefony od
Karola, połączenia od fizjoterapeuty Michała. Bawiliśmy się jak małe dzieci,
śpiewając, grając na konsoli, przygotowując sobie prowizoryczną kolację w
postaci tostów.
- Jeszcze tu keczupu, widzisz, żeby była
uśmiechnięta buźka – powiedział Kubiak, czkając zaraz po tym. Parsknęłam
śmiechem, rozlewając sos po talerzu. – Boże, Konopka, ty nic nie potrafisz –
burknął, wyrywając mi butelkę.
- Ha, powiedział kucharz od siedmiu
boleści! – prychnęłam, sięgając po szklankę z drinkiem.
- Nie pij już, jutro musisz być w pełni sił
– powiedział, sam wychyliwszy kolejny kieliszek. Spojrzałam na niego jak na
idiotę, na co wzruszył ramionami i tylko się zaśmiał.
- Nigdy nie mam kaca – oświadczyłam pewnie,
unosząc kąciki ust ku górze.
- Jasne, tylko zawsze. – Puścił mi perskie
oko i zabrał sprzed nosa talerz z jedzeniem.
Po kłótni o miejsce na kanapie, kiedy już
umościłam się wygodnie z nogami na jego kolanach, zabraliśmy się za film,
jedzenie i jeszcze więcej trunku. Rozmowy ucichły, ich miejsce zajęła jakaś
komedia, której tak naprawdę nie oglądaliśmy. Coraz częściej łapałam Kubiaka na
spoglądaniu w moją stronę, za co dostawał piętą w udo.
- To już nie mogę się gapić na swoją
śliczną przyjaciółkę? – mruknął z miną zbitego psa, na co dałam mu
przeprosinowego buziaka w policzek i oparłam o jego ramię.
- Dobrze mi tak, wiesz? – powiedziałam
cicho, wpatrując się w ekran telewizora. Westchnęłam pod nosem i kontynuowałam.
– Nie muszę się o nic martwić, mogę się pośmiać, odizolować od tego
wszystkiego… - Wskazałam brodą w stronę okna.
- To tu zostań – mruknął, obejmując mnie
szczelnie, wtuliłam się mocniej i uśmiechnęłam, gdy poczułam woń perfum
Kubiaka.
- Bardzo chętnie – odszepnęłam, na co
poczułam tylko, jak trzęsie się ze śmiechu, i powoli zapadłam w ogarniającą
mnie ciemność.
Śnił mi się ocean, dokładniej kąpiel nocą w
otchłaniach wody – nieco surrealistyczny obraz, biorąc pod uwagę fakt, że
pływanie nie szło mi najlepiej. Nagle krajobraz się zmienił, byłam na wyspie,
otoczona luksusowymi ośrodkami, opalałam się, sącząc kolorowego drinka z
palemką. Podszedł do mnie nieznajomy brunet, delikatnie dotknął mojego
ramienia…
- Zuza, tobie też tak gorąco? – wymruczał…
głosem Kubiaka. Otworzyłam oczy i znowu byłam na kanapie, otulona kocem i
przyciśnięta do boku Miśka.
- Baranku, przykryłeś nas i zgniotłeś mi
rękę – wychrypiałam, rozcierając zdrętwiałą kończynę. – Zdejmuj to, zaraz skóra
zacznie mnie palić żywym ogniem!
- Ja się rozbieram i idę spać dalej –
burknął, siadając.
Zdjął koszulkę i spodnie, po czym wślizgnął
się z powrotem pod koc. Rumieniąc się, czy to z gorąca, czy z zawstydzenia,
zsunęłam z siebie jeansy i skarpetki, wyrzucając je spod pledu i spojrzałam
pytająco na Kubiaka. W ciemnym oświetleniu wyglądał na jeszcze bardziej
zmęczonego, niż był.
- No możesz, śpij – westchnął i otoczył
mnie silnym ramieniem, przyciskając do swojej klatki piersiowej.
Mruknęłam ciche życzenia słodkich snów i
ziewnęłam, wczepiając się w niego. Tym razem moja wyobraźnia dała mi wypocząć,
a przynajmniej póki ktoś nie zaczął usilnie dobijać się do drzwi, które
przezornie zamknęłam zaraz po naszym powrocie do domu.
- Kurwa, nie ma nikogo – mruknęłam,
odwracając się plecami do Michała. Mlasnął i objął mnie w pasie, przyciskając
do oparcia kanapy. Kopnęłam go w kostkę i syknął z bólu, wyklinając mnie pod
nosem.
Dzwonek do drzwi, no serio?
- Śpij, wstanę, niech tam…
Usłyszałam skrzypienie podłogi i
przekręcanie klucza w zamku przy akompaniamencie głośnego ziewania.
Uśmiechnęłam się pod nosem, nakrywając po same uszy.
- Słucham pana? – Zaspany głos Miśka, coś,
czego mogłaby mi pozazdrościć każda jego fanka, zdecydowanie!
- Gdzie jest Zuza? – O kurwa, Karol! Mało
tego, warczący Karol! Miałam się poderwać, ale przypomniało mi się, że jestem w
samej koszulce i majtkach, co mogłoby źle wypaść przy, bądź co bądź, moim
szefie.
- Zuza śpi… - Trzask i stukot eleganckich
butów na podłodze mojego wiekowego mieszkania.
Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam Karola
ogarniającego wzrokiem całe pomieszczenie.
- Hej – powiedziałam zachrypniętym głosem,
mrużąc oczy w jego stronę. Zlustrował mnie, odwrócił się na pięcie i wyszedł. –
Michał, czego on chciał? – mruknęłam, sięgając po wodę.
- Kurwa, on mnie uderzył! Normalnie
podszedł i uderzył, skurwysyn jeden! Ja pierdolę! – Widząc rozciętą wargę i
zaczerwieniony polik rozdziawiłam usta ze zdziwienia.
- Misiek, kuźwa, przepraszam – jęknęłam,
podbiegając do niego. – Nie wiem, co ten baran sobie pomyślał, ale no… -
Zlustrowałam go od góry do dołu. – Otworzyłeś mu drzwi w samych bokserkach, a
wszędzie burdel na kółkach – mruknęłam, dotykając jego napuchniętej wargi.
Syknął i odsunął się gwałtownie. – Chodź, dam ci lodu… - Pokręciłam głową i
podeszłam do zamrażarki.
- Cały lód wyszedł wczoraj do twoich
drinków – burknął, siadając ostentacyjnie na stołku.
- No to dostaniesz koperek od mojej babuni
– powiedziałam wesoło, dając mu pudełko po margarynie. Ze zmarszczonymi brwiami
zajrzał do środka, by zaraz wybuchnąć gromkim śmiechem, krzywiąc się przy tym
niemiłosiernie. – No, do buzi, raz-raz! – pogoniłam go, wstawiając wodę na
kawę.
- Zuza… kto to był? – zapytał Kubiak,
posłusznie przykładając pudełko do policzka.
- To… - odchrząknęłam, potargałam włosy –
mój szef.
- Chcesz powiedzieć, że dostałem od twojego szefa za to, że
otworzyłem mu drzwi? – Spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi, kiedy zalewałam
kawę.
- No, tak. – Skrzywiłam się. – Nie wiem, co mu strzeliło do
głowy, zaraz wszystko wyjaśnię… - Sięgnęłam po Zetkę leżącą na blacie.
- Daj sobie na razie spokój, niech ochłonie – mruknął. – I
pogodzi się z tym, że ktoś sprzątnął mu laskę sprzed nosa. – Wytknął mi język,
na co prychnęłam ze śmiechem.
Na śniadanie zjedliśmy owsiankę, a potem czmychnęłam do
łazienki, zostawiając Michała sam na sam z wszechobecnym bałaganem. Gorący
prysznic pobudził mnie do życia, ciuchy nieprzesiąknięte alkoholowym zapachem
nosiło się znacznie przyjemniej, a i twarz wyglądała sto razy lepiej bez cieni
pod oczami, zakrytych korektorem. Gdy weszłam do salonu, zastałam idealny
porządek, a Kubiak właśnie nakładał buty, by wynieść śmieci.
- Weź klucze – wymamrotałam ze szczoteczką do zębów w
ustach. Pokiwał głową i zaraz wyszedł.
Siadłam i wzięłam Zetkę, zobaczyłam ile mam wiadomości do
przeczytania…
Czy zrobiłaś już
wszystko, o co Cię prosiłem? Nie ma czasu na zabawę, póki nie odwalisz całej
roboty.
Daj znać, jak
skończysz, mamy trochę komplikacji.
Sponsorzy się
wycofali, a Ty pewnie balujesz, podczas gdy ja utknąłem w biurze, próbując
ratować sytuację. Dzięki wielkie za pomoc, asystentko od siedmiu boleści!
Zuza, wszystko okej?
Martwię się, odezwij się…
Jadę do Ciebie. Nie
gniewaj się, wczoraj naprawdę było gorąco.
Oj, ktoś tu miał wieczór pełen wrażeń. Ale skoro zrobiłam
wcześniej wszystko, o co mnie prosił, czemu miałam nie pozwolić sobie na
odrobinę przyjemności? Przecież nie samą pracą człowiek żyje! Chociaż tknęło
mnie, że wczoraj mogłam zostać bez roboty, gdyby przez moją... niedyspozycję
trasa została odwołana. Bo, jak wywnioskowałam z ostatniej wiadomości, Karol
uratował sytuację.
- Halo?
- Cześć… to ja – bąknęłam, nie bardzo wiedząc, jak zacząć
rozmowę.
- Widzę – mruknął niezbyt ucieszonym głosem.
- Karol, przepraszam – jęknęłam. – Wczoraj trochę mnie
poniosło, ale zrobiłam wszystko, o co prosiłeś – powiedziałam na
usprawiedliwienie, w gruncie rzeczy przed samą sobą. – A potem przyjaciel wpadł
do mnie i jakoś tak wyszło…
- Nie chcę tego słuchać, naprawdę. Nie interesuje mnie twoje
życie prywatne, ważne jest to, żebyś wywiązywała się ze swoich obowiązków na
czas. Wyślę ci mailem wszystko, co jeszcze zostało do ogarnięcia przed
pierwszym koncertem, rozplanuj to sobie jakoś przyzwoicie i baw się dobrze –
powiedział głosem wypranym z emocji i się rozłączył.
Rozdziawiłam usta i spojrzałam nierozumnym wzrokiem na
wyświetlacz telefonu. Miałam dziwnie przeczucie, że coś między mną a Karolem
jednak było, do teraz. A może był po prostu zazdrosny? Albo to ja ubzdurałam
sobie jakąś nierealną historię z nim w roli głównej…
- Mała, jestem! I mam dla ciebie propozycję nie do
odrzucenia – rzucił Michał, siadając obok mnie. Ściągnęłam pytająco brwi, na co
uśmiechnął się przebiegle. – W tą sobotę jest prezentacja drużyny, a potem
impreza w klubie w Katowicach, pójdziesz ze mną? – Widząc niemrawą minę, dał mi
kuksańca. – No weź, poznasz chłopaków, nie możesz tylko pracować i chlać na
umór, na dodatek w towarzystwie pilota!
- Wiesz co – prychnęłam, dając mu pstryczka w nos. – Wczoraj
to ty namówiłeś mnie na dziwne zabawy. Zaraz muszę sprawdzić pocztę, mam dostać
listę rzeczy do zrobienia… - Westchnęłam, zapadając się w kanapę.
- Dalej cię tak ciśnie? – mruknął, zarzucając rękę na
oparcie. – Niech da ci żyć, no…
- Dyspozycyjność jest wymagana w mojej pracy – burknęłam,
upijając łyk już zimnej kawy. – Ale jak się wyrobię, to rozważę to wyjście,
okej? – Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- To ja ci pomogę, dawaj tego maila. – Pokiwał ochoczo
głową.
Pomoc Kubiaka ograniczyła się do szybkiego stukania w
klawiaturę, podczas gdy ja wynajdowałam wśród tony papierzysk potrzebne
fragmenty pism kierowanych do szanownych sponsorów. Koniec końców, późnym
popołudniem właściwie wszystko miałam zrobione, albo wysłane Karolowi do
sprawdzenia. Zostało jeszcze tylko zadzwonić do drukarni, co mogłam zrobić dnia
następnego.
- Spadam do domu, Zuzka – mruknął Misiek, ziewając potężnie.
– Muszę trochę pomieszkać u siebie, poza tym, nasz najmłodszy ma dziś urodziny…
- Podrapał się po karku.
- Najmłodszy? – Spojrzałam na niego znad papierów.
- Kuba Popiwczak. Idziemy go spić tak, żeby nie wiedział, na
jakim świecie żyje, tak się chrzci młodych – powiedział z „brudnym”
uśmieszkiem.
- Boże, czy wy nie potraficie…
- Nie! – przerwał mi, na co tylko pokręciłam głową i się
uśmiechnęłam.
- Tylko nie spijaj się za bardzo, bo jutro piątek. –
Pogroziłam mu palcem.
Naszym małym rytuałem było kino w każdy piątkowy wieczór.
Tak jak inni mogli chodzić sobie do baru czy klubu, tak my spędzaliśmy te dwie
godzinki w ciemnej Sali, by potem pójść po jakieś dobre jedzenie i z butelką
czegoś mocniejszego przywędrować aż do mnie.
- No i dobra, do wieczora odchoruję jakoś… - Rozejrzał się,
szukając swoich rzeczy, po czym machnął lekceważąco ręką. – Jak coś zapomnę, to
i tak balujemy tutaj, więc najwyżej wpadnę wieczorkiem. Nie rozrabiaj! – Dał mi
soczystego buziaka w policzek, drapiąc przy tym dwudniowym zarostem, potargał
czuprynę i już go nie było.
Z westchnieniem podniosłam się z kanapy i poszłam pooglądać
wnętrze pustej lodówki. Kiedy stwierdziłam już, że naprawdę muszę wysprzątać
królestwo przed wyjazdem, żeby nie zostawić syfu Kubiakowi, który zobowiązał
się do podlewania kwiatków (a konkretnie kaktusów, których hodowlę miałam na
biurku w sypialni i dogrzewałam lampką), zadzwonił telefon.
- Halo – mruknęłam, widząc zdjęcie swojego szefa na
wyświetlaczu.
- Zuza, przepraszam…
- Nie ma za co. – Zacisnęłam usta.
- Jest. I wynagrodzę ci to, dobrze? – Oczyma wyobraźni
widziałam jak ściąga brwi i spogląda na mnie tym swoim topiącym lód wzrokiem…
- Ja… nie mam czasu, wiesz? Sporo roboty przede mną. – Nie chciałam
jego towarzystwa, nie po tym, jak mnie potraktował.
- Sprawdziłem pocztę, przecież wszystko mi wysłałaś.
Oficjalnie masz następne dwa tygodnie wolne, chyba, że coś wyskoczy – mruknął,
szeleszcząc czymś przy mikrofonie.
- Praca to nie moje jedyne zajęcie! – fuknęłam, rozłączając
się.
Miałam dość jego huśtawek nastroju, raz się wydziera, raz
martwi, raz jest tylko szefem, za drugim chce spędzać ze mną czas. Niech się
zdecyduje, bo moje nerwy są i tak w kiepskim stanie, a nie dam sobą pomiatać.
Co to, to nie. A tym bardziej manipulować zachrypniętym, pociągającym głosem,
tak kuszącym i nakłaniającym do złamania danego sobie słowa…
Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z niej resztki Karola i
naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie. Zrobiłam duży kubek gorącej czekolady i
zasiadłam przed telewizorem, w między czasie uruchamiając laptopa. Po
zapuszczeniu jakiejś muzyki przełączyłam na kanał informacyjny i wyciszyłam
głos. Chill przy ulubionych dźwiękach i polska polityka do śmiechu – coś, czego
zdecydowanie potrzebowałam.
Oczywiście, sielanka zbyt długo trwać nie mogła…
Mój błogi spokój przerwał dzwonek do drzwi, a ja z
westchnieniem wstałam, zastanawiając się, kogo licho niesie. Z niezbyt
przyjazną miną otworzyłam wrota do swego królestwa. Nieco zagraconego, ale
wciąż królestwa. Zobaczyłam Karola, trzymającego w ramionach sporą papierową
torbę.
- Cześć, Czarnulko. –
Cmoknął mnie w policzek, tak bez uprzedzenia, odurzając swoimi mocnymi
perfumami. Idealnie do niego pasowały. – Mogę wejść? – Przyjrzał mi się
uważnie, gdy pokręciłam przecząco głową. – Ej, ząb cię boli? – Zignorował brak
zaproszenia i wszedł do mieszkania.
- Nie, po prostu nie
przypominam sobie, byśmy byli umówieni, na jakieś konwersacje o pracy –
mruknęłam niegrzecznie, zapalając światło w kuchni. Pokiwał głową z cwanym
uśmieszkiem i rozpakował zakupy.
- No przecież mówiłem,
że wynagrodzę ci moje fochy i wyżywanie się przez tych idiotów. – Zabrałam się
do nalewania wody do czajnika, ale natychmiast mi go zabrał. – Nie, nie. Ty
idziesz do łazienki, bierzesz długą kąpiel, a jak zobaczę znowu tą obrażoną
minę… - Uniósł mój podbródek, bym w końcu spojrzała mu w oczy. – Nie będzie z
tobą dobrze – szepnął, będąc milimetry od mojej twarzy. Puls mi przyspieszył, a
on tylko obrócił mnie do tyłu. – No, raz-dwa!
Mętlik w głowie. Łomot
w klatce piersiowej, przyspieszony oddech. Karol, cokolwiek ze mną robisz,
przestań.
Nie śpiesząc się,
poleżałam w wannie pełnej gorącej wody, po czym przebrałam się w o wiele za
duży sweter i ciemne legginsy. Nie miałam ochoty na nic, tym bardziej strojenie
się. Po cichu wyszłam z łazienki i oparłam się łokciami o blat kuchenny. Karol
pichcił coś przy kuchence, nucąc pod nosem Snow Patrol. Pomijając jego wygląd,
chropowaty głos, nawet przy śpiewaniu… mógłby uchodzić za przeciętnego faceta.
Mógłby. Cholera by to…
- Najprostsze danie
świata. – Odwrócił się do mnie. – Ryż będzie za kilka minut, mięso doprawiam –
powiedział z uśmiechem, lustrując mój ubiór. Odchrząknął i oparł się tyłem o
szafki. – Jak humor?
W odpowiedzi
uśmiechnęłam się tylko, marszcząc nos. Zaśmiał się i pokręcił głową, nakładając
mi cały talerz pyszności. Sosem nakreślił coś na kształt słońca, ale niezbyt mu
to wyszło.
- Liczą się chęci! –
mruknął tylko, słyszą parsknięcie. Wiedziałam, że robi to specjalnie, by
zrehabilitować się w moich oczach.
- Tak, wmawiaj sobie.
Zabrałam się do
jedzenia, a brunet zaraz do mnie dołączył. Co chwilę spoglądał na mnie, a gdy
łapałam go na gorącym uczynku, uśmiechał się jednym kącikiem ust i…
przepadałam. Nie potrafiłam nie zanurzyć się w głębi jego spojrzenia, nawet
jeśli wciąż rozpamiętywałam jego okropną postawę.
- Mówiłem, że dobre
jedzenie zawsze poprawi humor kobiecie – mruknął z zadowoleniem nad moim uchem,
zabierając mi pusty talerz sprzed nosa.
Bez zbędnego gadania i
jęczenia pozmywał po naszej kolacji, podczas gdy ja siedziałam na stole z
kieliszkiem wina w ręku.
- Wiesz, chyba powoli
mi przechodzi foch – rzuciłam niby od niechcenia, objeżdżając palcem
wskazującym brzegi kieliszka. Podniosłam wzrok na bruneta, który wpatrywał się
we mnie, wycierając ręce.
- Bo ja wiem, jak
dobrze odpokutować winy – powiedział tym swoim chropowatym głosem, rzucił
ścierkę na blat i podał mi rękę. – Masz jakiś dobry film?
- Czy film to nie wiem,
ale zawsze można obejrzeć powtórkę seriali – stwierdziłam optymistycznie,
przyjmując pomoc.
- Nie przepadam za
serialami. – Uniósł brew, uśmiechając się przy tym kpiarsko. – Może się
przejdźmy, będzie ci się lepiej spało. – Puścił mi perskie oko, po czym
podszedł do wieszaka i zdjął z niego jedną z kurtek. – Ale musisz się cieplej
ubrać.
- Dobra już, dobra! –
Wywróciłam oczami.
Niebo było wyjątkowo
przejrzyste, żadnych chmur, tylko ogromny talerz księżyca i gwiazdy,
gdzieniegdzie światła samolotu. Siedzieliśmy na masce commandera, rozmawiając o
błahostkach; nie miałam mu już za złe wcześniejszego zachowania, chociaż
wiedziałam, iż zostanie ono w mej pamięci na dłuższy czas. Wypytywał mnie o mój
ulubiony kolor, marzenia z dzieciństwa… Ja również pociągnęłam go za język,
czego owocem było na przykład to, że chciał kontynuować dzieło ojca i zostać
architektem, ale plany się pozmieniały, gdy chrzestny zmarł, zostawiając po
sobie firmę. Brunet skończył studia i zajął się pijarską przedsiębiorczością,
odcinając się tym samym od pokoleniowego fachu.
- Nie był zachwycony,
ale zrozumiał, że tak musi być i nie ma nic do gadania – opowiadał, wpatrując
się w niebo.
- Ja mogłam zostać w rodzinnym
mieście, ale zachciało mi się Katowic – parsknęłam, obejmując się ramionami.
Noce robiły się coraz chłodniejsze, lato powoli odpuszczało. Kubacki, widząc
to, zdjął ochoczo swoją bluzę i narzucił ją na mnie. Uśmiechnęłam się z
wdzięcznością i schowałam ręce do kieszeni. Przyglądał mi się uważnie, z
kpiarskim uśmiechem na ustach.
- No co?
- Nic. Masz tu sos. –
Wskazał kącik ust. Potarłam to samo miejsce na swojej twarzy, trochę nerwowo,
bo nie lubiłam być czymś umazana. – Wy, kobiety, nie odróżniacie stron –
mruknął, wycierając kciukiem drugi policzek. Zrobiłam obrażoną minę i
odwróciłam głowę w drugą stronę, zaraz westchnął i wziął mnie za podbródek. –
Nie strzelaj fochów, to prawda. – Ziewnęłam lekceważąco, potarłam oczy
kciukiem. – Chcesz już iść?
- Nie, jeszcze chwilkę.
Zobacz, jakie śliczne dziś niebo… - Spojrzałam z zachwytem w górę.
- Następnym razem
pokażę ci lepsze miejsce do oglądania gwiazd – obiecał, przysuwając się nieznacznie.
Znowu ziewnęłam, zakrywając usta dłonią. – Zuza, nie męcz się.
- No ale…
- Będą ładniejsze noce
do oglądania nieba – szepnął, zsuwając się z maski.
Pomógł mi z niej zejść
i podprowadził pod drzwi klatki, oparł się o futrynę, patrząc na mnie wyczekująco.
- Dziękuję za miły
wieczór i poprawienie humoru – odchrząknęłam, uciekając wzrokiem od jego
przepastnych oczu. – I trzymam za słowo, że pokażesz mi lepsze miejsca… -
zamilkłam, podniósłszy głowę do góry.
- Miejsca do czego? –
szepnął, zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
- Do oglądania gwiazd,
rzecz jasna. – Zachowałam rezon, nie dałam się na to wziąć. – Zdzwonimy się
jutro co do tej drukarni, tak?– Spojrzałam na niego, odsuwając się nieznacznie.
- Tak, zdzwonimy się.
To cześć.
Wyraźnie wkurzony
wrócił do samochodu, i nie poczekawszy, aż wejdę na górę, odjechał, zostawiając
mnie samą. Westchnęłam i pchnęłam drzwi, kiedy pod kamienicą zatrzymała się
taksówka. A z niej wysiadł Kubiak.
- Boże, nie mogę mieć
jednego wieczoru bez ciebie?! – zaśmiałam się, widząc jego stan nieważkości.
- Sorry bejbe – hik!,
zapomniałem chyba portfela… - Wrócił się do pojazdu, powiedział coś kierowcy i
posłał mi słodko-pijany uśmiech. – Wpuścisz mnie?
- No nie wiem, nie wiem…
Ale daleko ci do uśnięcia na mojej kanapie? – Zlustrowałam go od góry do dołu.
- Mała, ja biorę
portfel i spadam znowu do chłopaków, przegrałem zakład i muszę im postawić po
flaszce – jęknął, pocierając twarz.
- Poczekaj tu, zniosę
ci.
- Kochana jesteś,
wiesz?
- I niezastąpiona, jak
każda. – Puściłam mu perskie oko i wbiegłam po schodach na górę.
Po przetrząśnięciu
całego salonu i kuchni, w akcie desperacji, otworzyłam zamrażarkę i… znalazłam
zgubę. Wolałam nie wiedzieć, jak się tam znalazła, więc szybko zgarnęłam
portfel i wcisnęłam go Michałowi, który wyściskał mnie w geście wdzięczności i
pognał do czekającej taksówki.
Nie, ja nigdy nie
zaznam spokoju. A przynajmniej nie w tym życiu…
Lubię widzieć Twój uśmiech, wiesz?
Zdębiałam, czytając
wiadomość od Karola. Otworzyłam usta i pokręciłam głową, po czym wyłączyłam
telefon, zakluczyłam drzwi i padłam na łóżko, krzycząc z bezsilności w
poduszkę.
Długi weekend był i się zmył. Czas zacząć odliczanie do Świąt...